Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

tchnieniem rozwinął się wspaniały kwiat cywilizacji, nie dozwoli mu zwiędnąć; ukazuje bowiem myślicielowi, jako środek zaradczy, cudowne społeczeństwa pszczół i mrówek...
„Panowie! tłomaczę się jaśniej: między pszczołami i mrówkami proletarjat jest niezdolnym do zawierania małżeństw... Oto nasz wzór, oto lekarstwo...“
— Nierozsądne, nieuczciwe i nieprzyzwoite! — wykrzyknął nagle rejent, trzęsąc się z gniewu. — To, co pan proponujesz — dodał — kwalifikuje się do rozbioru w sądzie kryminalnym, ale nigdy w towarzystwie filantropijnem, do którego mam zaszczyt należeć!
Powstał straszliwy zamęt. Całe zebranie rozpadło się na dwie grupy: progresistów i konserwatystów, z których pierwsi uważali pana Zenona za apostoła nowej i głębokiej idei, drudzy zaś traktowali go jak najniebezpieczniejszego pozytywistę.
Dopiero głos dzwonka uciszył wzburzone namiętności. Partje znikły, najgłośniejsi krzykacze pochowali się w kąty, zebranie zaś przyjęło następujące uchwały:
1. Rejent uroczyście przywołany zostaje do porządku.
2. Towarzystwo ma honor prosić pana Zenona, aby swój godny najgłębszej rozwagi memorjał zmodyfikował powtórnie, a zarazem żeby przygotował dwa inne memorjały: jeden w kwestji drenów, drugi zaś w kwestji wilgotnych mieszkań.
Wysłuchawszy tej decyzji, pan Zenon z miną bardzo poważną odsunął się nabok w towarzystwie jakiejś pulchnej osoby, Wolski zaś poprosił o głos i rzekł:
— Panie Damazy! czy nie moglibyśmy zapytać pana, jaki był pierwotny cel naszych zebrań?
Tym razem znakomity mówca siedział cicho jak ryba. Wkońcu jednak, poszperawszy we mgle wspomnień, odparł:
— O ile pamiętam, myśleliśmy od początku o jednem tylko, to jest o podaniu ręki ubogim...
— Bardzo dobrze! — rzekł Wolski. — A teraz ośmielę