i panienki niema, bo wszyscy wyjechali do matki chrzestnej panienki, ale pan prosił i panienka prosiła, ażeby pan z łaski swojej zaczekał!...
Wszystko to wypowiedział jednym tchem młodzieniec ów, na którego włosach i obliczu widniały ślady bezceremonjalności czy też złego humoru ze strony kucharki i pokojówki.
Dodać musimy, że dzień ten w miejscowych kronikach meteorologicznych upamiętnił się nadzwyczajnym upałem. Apopleksja raziła kilku zbyt otyłych poczciwców, w Wiśle utopiło się kilka osób z powodu natłoku do kąpieli, a wody sodowej zabrakło tak dalece, że zapalczywsi amatorowie jej decydowali się już na Hunyadi i magnezjową limonjadę.
Termometr dosięgnął 30 stopni, powietrze było niesłychanie parne.
Wolski wszedł do salonu i stanął na środku, nie wiedząc, co robić. Od rana stan atmosfery oddziaływał na niego w sposób gnębiący. Gustaw przyszedł tu, aby się otrząsnąć ze swej apatji i... nie zastał nikogo!
Z tem wszystkiem był oczekiwany.
Ktoś położył jego tekę i ołówki na zwykłem miejscu, ustawił przed stalugami krzesło i fotel naprzeciw krzesła. Teraz malarz przyszedł, lecz modelu nie było.
Gustaw poczuł w tej chwili, że we wnętrzu jego istoty pojawiło się coś, niby punkcik nieskończenie mały i nieskończenie bolesny. Gdy chciał go lepiej zbadać, zjawisko znikało; gdy dziwił się swym przywidzeniom, występowało znowu. Były momenta, w których myślał, że ten punkt nieujęty, to cała dusza jego, przechodząca teraz jakąś tajemniczą i straszną chorobę.
Wolski rozejrzał się dokoła.
Wiszący w oknie kanarek, wypluskawszy się w wodzie po raz niewiadomo który, siedział najeżony w swej klatce. Pod fortepianem leżał z wyciągniętemi nogami i otwartym pyskiem tłusty Azor, ledwie dysząc.
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/095
Ta strona została uwierzytelniona.