Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy panu Łukaszowi wróciła przytomność, nie leżał już na swem łóżku, ale stał w jakiejś dużej sieni przed żelaznemi drzwiami. Sień była sklepiona i miała ceglaną posadzkę. Przy drzwiach siedział ogromny zamek, przez którego dziurkę dokładnie widzieć można było sąsiednie mieszkanie.
Pan Łukasz zajrzał.
Zobaczył dwie sale, jedna za drugą. W pierwszej ktoś, bardzo podobny do adwokata Kryspina, czytał wielki zeszyt sądowych aktów. W drugiej sali był stół zielonem suknem przykryty i kilka prostych foteli, obitych czarną skórą. W głębi, przy szafach, zapełnionych aktami, czterej mężczyźni zdejmowali ubrania cywilne i wkładali zbyt ciasne, albo zbyt obszerne, a w każdym razie mocno wyszarzane mundury ze złoconemi guzikami i haftem na kołnierzach.
Pan Łukasz zaniepokoił się. Ci czterej byli mu dobrze znani. Jeden z nich, kulawy, z bliznami na twarzy, bardzo przypominał sędziego, który stracił życie, spadłszy ze schodów. Ten drugi, tłusty, z krótką szyją i siną twarzą, był niesłychanie podobny do sędziego, zmarłego na apopleksją. Trzeci, chudy jak laska cynamonu, czysty szkielet, kaszlący — to sędzia, co umarł na suchoty. A czwarty — to prokurator, prokurator we własnej osobie, który ze wszystkimi kłócił się przy preferansie, wiecznie chorował na wątrobę i pod wpływem hipochondrji połknął strychniny!...
Co to znaczy?... Czyżby pan Łukasz spał i marzył?...
Starzec uszczypnął się, i teraz dopiero spostrzegł, że zamiast szlafroka ma na sobie długi, czarny surdut watowany. Coś go ukłuło w brodę. To kołnierzyk, tak mocno wykrochmalony, że w życiu podobnego nie nosił. Uczuł wkońcu, że nogi go trochę pieką. Spojrzał. Ależ on ma nowe buty!... Nowe i ciasne!
Nieograniczone zdumienie ogarnęło pana Łukasza. Starzec przestał rozumować, stracił pamięć, a nawet, co gorsze, obec-