Wtem odezwał się djabeł:
— To w jakim celu dałeś pan, panie Łukaszu, te pięć kopiejek na ubogich?...
— Za zbawienie grzesznej duszy mojej, panie dobrodzieju! — odparł Łukasz.
Djabeł znowu wybuchnął śmiechem, sędzia prezydujący uderzył pięścią w stół, a adwokat począł rwać sobie włosy.
— Ach, ty stary ośle! — zawołał Kryspin na pana Łukasza. — Słyszałeś przecie, że masz zrobić ofiarę bezinteresowną, a więc ani na ogłoszenie o lokalach, ani nawet za zbawienie duszy!... Ale ty widać taki jesteś chciwy, że pięciu kopiejek nie możesz poświęcić dla biednych bez żądania nagrody, i jeszcze takiej, jak zbawienie!...
Teraz sędziowie powstali ze swych miejsc. W ich groźnych i smutnych spojrzeniach pan Łukasz czytał dla siebie jakiś straszny wyrok.
— Woźny! — rzekł prezydujący. — Wyprowadź obwinionego do ostatniego kręgu piekła!
Ale djabeł machnął ręką.
— A nam co po takim pensjonarzu — rzekł — który własną duszę ocenia tylko na pięć kopiejek?
— Cóż my z nim zrobimy? — spytał prokurator.
— Co się panom podoba! — odparł djabeł, pogardliwie wzruszając ramionami.
— Więc zróbmy jeszcze jedną próbę — pochwycił adwokat.
I zbliżywszy się do prezydującego, coś z nim poszeptał.
Prezydujący naradził się z innymi sędziami i rzekł:
— Obwiniony! Między nami pozostać nie możesz, djabeł przyjąć cię nie chce, boś sam za nisko otaksował swoją duszę. Skazujemy cię więc na ostatnią próbę. Oto dusza twoja wejdzie w ten stary pantofel, który przed kilkoma dniami wyrzuciłeś na śmietnik... Dixi!
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.