naszej protekcji, wyrzucają cię. No — dodał — bywaj zdrów i złam kark!...
I ażeby nie podać ręki panu Łukaszowi, schował obie ręce do kieszeni i wyszedł.
Pan Łukasz stał osłupiały i stałby tak przez całą wieczność, gdyby djabeł nie wykrzyknął, potrąciwszy go obcasem:
— Ruszaj, stary!...
Wyszli z gmachu sądowego na ulicę i biegli prędko, zgraja bowiem uliczników piekielnych, zobaczywszy ich, poczęła wrzeszczeć:
— Patrzcie! patrzcie!... tego kutwę Łukasza wyprowadzają ciupasem z piekła...
Djabeł o mało nie spłonął ze wstydu, że musi towarzyszyć podobnemu nędznikowi, ale pan Łukasz, widocznie całkiem już pozbawiony ambicji, zachował zimną krew i zamiast opłakiwać swoją hańbę, oglądał się po piekle. Djabeł aż pluł ze złości i, udając, że go bolą zęby, podwiązał sobie twarz kolorową chustką od nosa, ażeby go nie poznano.
Ponieważ szli bardzo prędko, pan Łukasz zatem widział niewiele. Zdawało mu się jednak, że piekło jest dość podobne do Warszawy, i że kary, trapiące grzeszników, są raczej dalszym ciągiem ich żywota, aniżeli jakiemiś wymyślnemi mękami.
W przelocie zauważył, że zarząd miejski po całych dniach jeździ drabiniastemi wozami po piekielnych brukach, nielepszych od warszawskich. W oknie jednej z księgarń spostrzegł broszurę p. t. „O zastosowaniu asfaltu do mąk piekielnych i o jego wyższości nad zwyczajną smołą,“ co mu się bardzo podobało, wnioskował bowiem, że przedsiębiorstwo asfaltowe razem ze swoim żywym i martwym inwentarzem dostało się tam, gdzie je pan Łukasz w gniewie wysłał. Spotkał tu młodych lewków warszawskich, którzy mieli zwyczaj zaczepiać kobiety na ulicach. Za karę dano im haremy, złożone z ofiar ich dzikiej namiętności. Tylko każda huryska miała pełnych
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.