osiemdziesiąt lat, głowę łysą, zęby wprawiane, była chuda jak szkielet, trzęsła się jak żelatyna i okazywała niepojętą zazdrość, tudzież pretensją do nieustannych hołdów.
W ratuszu kilkanaście komitetów naradzało się nad kanalizacją, oczyszczeniem miasta, drożyzną mięsa i tym podobnemi kwestjami. Ponieważ codzień gadano o jednem i tem samem bez dalszych skutków, więc członkowie szanownych zebrań z nudów i rozpaczy aż wyskakiwali oknami na bruk i rozbijali się na miazgę, jak dojrzałe kawony. Na nieszczęście, za każdym razem zbierano ich pogruchotane szczątki, jako tako sklejano i znowu posyłano do sali obrad.
Widział także pan Łukasz cierpienia literatów.
Redaktorowie pism przez całą wieczność dmuchali w olbrzymie samowary, obejmujące od kilku do kilkunastu tysięcy szklanek wody, napróżno usiłując doprowadzić ją do stanu wrzenia. Pracowali niezmiernie, aż do skołowacenia, lecz woda wciąż była letnia. Wkońcu poczęła nawet cuchnąć, ale pozostała letnią.
Niemniejszą mękę cierpieli recenzenci teatralni, którzy z mocy wyższych wyroków zamienili się na baletników, śpiewaków, aktorów, grywali sztuki po dwa razy na dzień i musieli czytywać swoje własne recenzje, pisywane niegdyś o innych, a dziś zastosowane do siebie. Co gorsze, że publiczność, wierząca w drukowane słowo, nie licząc się z trudnościami ich stanowiska, nieograniczenie ufała ich recenzjom i bardzo znęcała się nad autorami-aktorami.
Tylko twórcy popularno-ekonomicznych broszur nie cierpieli żadnych mąk, ponieważ ich prace literackie dawano do studjowania najzakamienialszym grzesznikom. Czytając je, nieszczęśni wyrywali sobie włosy, kąsali własne ciało i strasznie przeklinali swoich katów. Skutkiem tego popularni ekonomiści cieszyli się w piekle dość znacznym rozgłosem.
Wszystko to widział pan Łukasz, szybko przebiegając
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.