prawnik, Leśkiewicz, przyrodnik, tudzież Gromadzki i Łukaszewski, medycy.
Pan Kwieciński był to piękny młodzieniec: wysoki, śniady, z ciemnemi oczyma, czarnym wąsikiem i bardzo starannie utrzymanemi włosami. Odznaczał się doskonałym humorem i niezwykłą wrażliwością serca. Przed dwoma tygodniami wrócił ze wsi, gdzie w czasie wakacyj zajmował się guwernerką i prawie zaręczył się z osiemnastoletnią siostrą swojego ucznia. Obecnie zaś wszedł w bardzo ścisłe stosunki z pewną magazynierką, co już nawet odbiło się na jego kieszeni i zarysowało się na fizjognomji, nadając jej odcień powagi i znużenia.
Z powodu piękności i nazwiska, jeszcze w gimnazjum koledzy mianowali go „Kwiatkiem.“ Że zaś na pierwszym kursie pewna bona zrobiła mu awanturę, wołając na podwórzu: „Ja ci tego nigdy nie zapomnę!“ — więc od tej pory nazywano go „Niezapominajką.“ Kwieciński z początku martwił się przezwiskiem; gdy jednak liczba jego zmartwień poczęła zwiększać się z każdym rokiem, więc uspokoił się, tem bardziej, że przezwisko nie robiło złego wrażenia na pannach.
Najgłębszem jego pragnieniem było dobrze skończyć uniwersytet i zostać sławnym adwokatem. Przedewszystkiem zaś — zmienić lekkomyślny tryb życia, zerwać z nieustannemi miłostkami i zostać wiernym jednej wybranej kobiecie. Zachodziła tylko kwestja: której? — gdyż miał kilka zaprzysiężonych, z których każda uważała go za swoją własność.
Jakby dopełnieniem Kwiecińskiego był Leśkiewicz, przyrodnik, także brunet, ale niski, zgarbiony, dziobaty, z brodą, która mu zarastała pół twarzy i nadawała fizjognomji ponury wyraz.
Dusza pana Leśkiewicza również nie znała spokoju, lecz bynajmniej nie z sercowych powodów. Był on stypendystą, więc co pół roku musiał dobrze zdawać egzamin, — dzięki czemu przez trzy miesiące w każdem półroczu martwił się
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.