tem, że „trzeba się wziąć do roboty,“ a przez miesiąc rozpaczał, że już za późno, — lecz egzamin zdawał.
Troska egzaminacyjna nie była najmniejszą z goryczy jego życia, — czuł się bowiem ciężko chorym na żołądek, serce i płuca; wątpił, czy się kiedy wyleczy, a nie spotkał dotychczas lekarza, któryby... poważnie traktował jego chorobę.
— Widocznie choroba moja jest jeszcze ukryta — myślał, ciągle kręcąc się między medykami i prosząc, ażeby go opukiwali.
W tym nawet celu zbliżył się do Gromadzkiego, który przeszedł na piąty kurs i słynął jako tęga głowa. Leśkiewicz w zeszłem półroczu zamieszkał w jednym pokoju z Gromadzkim i z całem zaufaniem opowiedział mu o swych chorobach, burzliwie spędzonej młodości, nareszcie o dziedziczności, która fatalnie ciężyła nad płucami i żołądkami wszystkich Leśkiewiczów.
Czego chciał wzamian za swoją nieograniczoną szczerość?... Prawie niczego. Trochę serca i trochę wiary. Tymczasem Gromadzki, wysłuchawszy jego najgłębszych tajemnic, sam o sobie nic, ale to nic nie opowiedział mu wzamian; tylko uśmiechał się obłudnie przy opisywaniu chorób, a wkońcu oświadczył publicznie, że Leśkiewicz jest zdrów jak koń, i jeszcze nazwał go „śledziennikiem“, co inni przerobili na „Śledzia“.
I otóż, od kilku miesięcy, z niego, Leśkiewicza, poważnego i co najmniej zasługującego na współczucie, koledzy zaczęli tak żartować, że prawie już z nikim nie rozmawiał o swoich chorobach. W dodatku zaś przezywali go „Śledziem“, co również nie było przyjemnem dla młodzieńca, który zawsze serjo patrzył na życie.
Leśkiewicz nigdy nie śpieszył się z manifestowaniem swoich uczuć; więc choć w pierwszej chwili ciężko obraził się i chętnie starłby Gromadzkiego z powierzchni ziemi, nie zmienił jednak stosunków. Owszem, do wakacyj mieszkał
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.