Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niedługo wyjdę, to zamieciecie.
— A może co zeszyć? — spytała złośliwie stróżowa, patrząc na igłę, wpiętą w mundur Gromadzkiego.
Zawsze ją to bowiem gniewało, że taki pan, taki uczony, sam sobie wszystko naprawia, zamiast dać zarobek uczciwej kobiecie, obarczonej mężem i dziećmi.
— Dziękuję wam!.... — odparł i zatrzasnął drzwi pod nosem troskliwej baby.
Odeszła, mrucząc jak niedźwiedzica, której zaniepokojono małe. Gromadzki wrócił do swej roboty, wziął się do niej z podwójną pilnością, ale w duszy jego zbudził się niepokój.
— Co tu robić?... — myślał. — Baba zaraz powie, że nie skracała spodni, a co ja im odpowiem, jeżeli zapytają o czterdziestówkę?... Kwieciński i Łukaszewski nie szykanowaliby mnie, ale Leśkiewicz?... Jutro zaraz przed całym uniwersytetem rozgada, że za czterdzieści groszy szyję cudze portki, jak świnia!...
Skończył szyć, obejrzał swoje dzieło i znalazł je pięknem. Ale choć żołądek wielkim głosem upominał się o białko, tłuszcz i węglowodany, leżąca na stole dziurawa czterdziestówka wydała mu się jakoś ciemniejszą i nawet brudniejszą.
Powiesił odnowione spodnie na drzwiach, zapalił papierosa i zaczął chodzić po mieszkaniu.
— Czterdziestówkę — myślał — zarobiłem, jak amen w pacierzu... Wziąć ją, czy nie brać?... Wczoraj także kiepsko jadłem, na jutro do wieczora nie mam nic... Organizm wypala się... suchoty... Ale jutro wszyscy krzykną, żem świnia... Każdy wreszcie coś dał temu chłopcu: Niezapominajka spodnie, Śledź marynarkę, a o mnie powiedzą, żem chytry i że wyzyskuję takiego biedaka...
Po wypaleniu papierosa głód jakoś uspokoił się. Gromadzki zjadł jeden kawałek cukru, drugi... Następnie zaszedł do kuchenki, gdzie leżał węzełek chłopca i rozwiązał go. Były tam dwie koszule perkalowe, już brudne, majtki zgrzebne,