którzy przejeżdżali po grobli. W całym domu zapanował bezrząd. Chłopcy sejmikowali na moście, ku zgorszeniu podróżnych. Stary nie chciał jeść obiadu i począł kląć się na wszystkich świętych, że pewno niedługo umrze, a wieprzki, które mieszkały pode młynem, widząc, że nikt im nie sypie otrębów, kwiczały, jakgdyby nadchodził koniec świata.
Wśród zamętu ze sto razy wymieniono nazwisko kowala Szaraka, a wreszcie jeden z chłopców zaprzągł konika do wozu i pojechał w stronę miasta. Małgosię ogarnął taki strach, jak onego dnia, kiedy to, zaziębiwszy się, wyglądała felczera, który miał jej stawiać bańki. Przeczesała włosy, wciągnęła nowe trzewiki i wybiegła przez młyn, który, narobiwszy takiego kwasu wszystkim, rozwalał się teraz nad groblą i wyszczerzał zęby — bardzo kontent!...
Zaczerniała noc, powiał wiatr chłodny, i dziewczyna musiała iść do swej komory. Ledwie układła się, gdy zatrajkotało na dworze, i jakiś głos obcy doleciał ją od strony młyna. „O Jezu!...“ — pomyślała Małgosia, i pędem odziawszy się, dalejże ładować wódkę, rozdmuchiwać ogień i grzać kiełbasę z sosem. W kwadrans wszystko było gotowe, czegoby rozespana służąca i przez godzinę nie zrobiła.
Tymczasem kowal, obejrzawszy młyn, jak baba chorego, przyszedł ze Stawińskim do chaty. Już w sieni zaleciała go woń wereszczaki, i aż uśmiechnął się, tak mu było przyjemnie, że go młynarz szanuje i do północy z kolacją czeka. Zdziwił się jednak, zobaczywszy w izbie stół ślicznie nakryty, na nim dymiący półmisek i dwa krzesła naprzeciw siebie, ale gospodyni — ani okrucha!
Zafrasowany młynarz przepił do niego wódką, zaprosił do jedzenia i sam jadł, milcząc, jak to było w jego zwyczaju. Dopiero po kolacji odezwał się:
— Małgoś!... a trzebaby do młyna posłać poduszkę i derkę, bo pan kowal będą nocowali u nas.
Wyszła Małgosia czerwona, że aż jej wstyd było. Ze złości
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.