Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

niepamiętnych czasów jakiś pożar gasił, i zegarem, który od dwudziestu lat napróżno usiłował chodzić dobrze.


∗             ∗

Niezależnie od pierwszych zasad moralności, opartych na sarniej nóżce, starał się kowal o nauczyciela dla syna. Był wprawdzie we wsi stały pedagog, ale ten więcej zajmował się pisaniem denuncjacyj i próbowaniem dobroci wódek, aniżeli elementarzem i dziećmi. Chłopi i Żydzi gardzili nim, a cóż dopiero Szarak, który nie myślał bynajmniej obciążać nauczyciela edukacją swego syna, lecz odrazu zwrócił się do organisty.
— Ma teraz Staszek piętnaście miesięcy — myślał kowal — za jakie trzy lata matka nauczy go czytać, a za cztery — trzeba go oddać organiście...
Tylko cztery lata!... Dziś więc już wypadało zaskarbić sobie względy sługi Bożego, który golił się jak ksiądz, nosił długie czarne surduty, mówił przez gardło i wtrącał do rozmowy łacińskie wyrazy z ministrantury.
Nie zwłócząc tedy, zaprosił Szarak jednego razu organistę do Szulima na miodek. Pełen namaszczenia artysta kościelny utarł nos w kraciastą chustkę, odchrząknął i — zrobiwszy taką minę, jakby chciał wypowiedzieć kazanie przeciw trunkom gorącym — doniósł Szarakowi, że dziś, i zawsze, i przez wieki wieków gotów jest chodzić z nim do Szulima na miodek.
Organista był dumny, drażliwy, a nadewszystko — miał słabą głowę. Już przy pierwszej butelce zaczął bredzić, a przy drugiej rozczulił się i zawiadomił Szaraka, że go uważa prawie za równego sobie.
— Bo to widzisz, mój... Panie święty!... jest tak. Mnie, jako organiście, miechem dmą, i tobie, jako kowalowi... Panie święty!... także miechem dmą... Więc... niby już wiesz, co chcę powiedzieć? Oto, że kowal i organista — to bracia... Cha!