Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

cha!... bracia! Ja, organista, i ty — smoluch!... Misereatur tui omnipotetis Deus!
Szarak, zwykle wesoły, przy butelce robił się ponurym. Nie zdołał więc ocenić komplementu współbiesiadnika i odparł tak głośno, że go Szulim i paru gospodarzy usłyszało:
— Bracia — nie bracia!... kowal to prędzej do ślusarza przytyka, a organista... jak zwyczajnie organista — do dziada!...
— Co?... ja do dziada?... — krzyknął obrażony mistrz, przeszywając kowala płomieniejącym wzrokiem.
— A jużci tak!... Przecież wy się nawet modlicie za pieniądze i gracie ładniej, kiedy wam kto...
Nie dokończył Szarak, w tej chwili bowiem otrzymał butelką tęgi cios powyżej ciemienia, tak, że szkło na sufit bryznęło, a lepki miód rozlał się po twarzy i świątecznych szatach kowala.
— Łapajcie go! — krzyknął poszkodowany, nie wiedząc, czy się obcierać, czy gonić organistę, który uciekał po linji, według jego zdania, najkrótszej, lecz w każdym razie bardzo pogiętej.
Teraz obecni wdali się między obrażonych. Wyrzucili za drzwi organistę i poczęli mitygować kowala, który nie posiadał się z gniewu.
— Dam ja ci, dławidudo!... — wrzeszczał Szarak, ujrzawszy za oknem uroczystszą niż kiedy fizjognomją organisty.
— Józefie!... kumie!... panie kowalu!... — perswadowali pośrednicy — uspokójta się!... Co się wam gniewać na pijanego?... On durny, on sam nie wie, co robi...
— Zbiję rozbójnika na nic!...
— Dajta spokój, panie Szaraku!... Co to bić?... bić nie każdego wypada... On-ci także duchowna osoba i zaraz po wikarym pierwszy!... Jeszczeby was Bóg skarał...
— Nic mi nie będzie!... — odparł kowal.
— No, że wam nic... Ale macie żonę, dziecko!...