Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż tam tatunio do mnie nakazał? — spytała prędko Szarakowa.
— A no... plącze mi się przy nogach i nietylko nie pomaga, ale jeszcze przeszkadza chodzić. Za to, żem go z gnoju wydobyła!...
— A co tatunio mówił przez was?... — powtórzyła niecierpliwie kowalowa. — Byliście we młynie dzisiaj?...
— Jużci że byłam... Ligaj podlec!... — gniewała się dalej baba, rzucając kij na krawędź płotu. — Zamawiałam Sołtysiakowi frybrę, co go już drugi tydzień trzęsie, i wstąpiłam wczoraj, po drodze, do młyna.
— Tatunio zdrowi?...
— Oj! oj!... Kazał ino, żeby Małgosia przyjechała do niego jutro, ze Staszkiem, a wasz — żeby także na niedzielę był we młynie...
Babina, zapomniawszy widać o swym kiju, oparła się na płocie i mówiła dalej:
— Widzicie tak: organista ten niby wasz, Zawada, kupuje grunt i chce od Stawińskiego, niby od tatunia waszego, pożyczyć pięćset złotych. Był we środę we młynie i prosił, ale Stawiński mu na to: „A poco ja wasanowi mam pożyczać pieniądze, kiedy wasan pokrzywdziłeś kowala i gniewasz się z nim?...“
— Sprawiedliwie mu tatunio powiedział!... — wtrąciła Szarakowa.
— Więc organista na to: „Ja się z kowalem pogodzę i będę mu syna uczył“. A stary na to: „Więc się wasan pogódź!“ A on na to: „Kiej boję się pójść do kuźni, bo mnie potyra. U was byłbym śmielszy, jeszczebym nawet za to parę butelek miodu postawił, żeby się pogodzić...“
— Wykrętacz! — przerwała kowalowa. — A dawne to czasy, kiedy gadał, co w Piśmie Świętem stoi, że kowale i kominiarze od Kaina i od Chama pochodzą i że się rodzą na bratobójców?... Bodaj on zczezł!...