— Bardzo proszę... Panie święty!... — zawołał. — Bardzo proszę na siedzenie, a ja — na koziołek pójdę... Introibo ad altare Dei...
— Panie organisto, co też pan robi?...
— Tak!... Byłbym chyba, Panie święty, człowiek bez edukacji, żebyś pani, żona i córka moich przyjaciół, siedziała na koźle... Ja powożę, ja idę na kozioł... Sicut erat in principio...
Szarakowa wykonała rozkaz organisty, nie śmiejąc mu w oczy spojrzeć. Wszakże to dla dokuczenia mu wybrała się dziś w podróż!... Ale Bóg, dbały o sługi swoje, pomieszał plany zemsty i sprawił, że właśnie organista wydobędzie ją z niedoli.
— Uważa pani Szarakowa — mówił szlachetny opiekun. — Ja, Panie święty, mam interes od jegomości do pana Łoskiego, tego, co to jest sędzią gminnym, ale pierwej odwiozę panią do miasteczka, i tam dowiemy się od Żydów: który szlachcic z tych stron jeździ krytą biedką? Potem wynajdziemy Staszka, potem odbierzemy go, i panią odtransportuję z dzieckiem do młyna. Indulgentiam, absolutionem et remissionem peccatorum nostrorum...
Ale Szarakowa nie słuchała już jego programatu, kaznodziejskim wygłoszonego tonem, lecz oparła głowę na rękach i zaniosła się od płaczu. To ją uspokoiło nieco.
W pół godziny później bryczka wjechała na miejski rynek, przy akompanjamencie trzaskania batem i łaciny, hojniej niż zwykle szafowanej przez wzruszonego organistę.
∗
∗ ∗ |
Pan Łoski był to mężczyzna w średnim wieku, uczciwy i przyzwoity; miał przytem dużo rozwagi, spory majątek i angielskie faworyty. Niewielka łysina świadczyła, że dobry ten obywatel musiał niejednokrotnie za młodych lat mury głową przebijać i wogóle nie pędzić bogobojnego życia. Okoliczność ta jednak nie podkopywała szacunku, jaki miał u są-