siadów; dla żony zaś robiła go jeszcze droższym, mieszając do obecnego szczęścia w pożyciu małżeńskiem — odrobinę żalu za wczoraj i niepokoju o jutro.
Wybrany na sędziego gminnego, pan Łoski pełnił urząd wśród powszechnego zadowolenia. Nie chcąc zaś ludzi odrywać od pracy, sprawił sobie elegancką, krytą biedkę na resorach i do sądu, o dwie mile odległego, jeździł sam. To też ile razy wracał z posiedzeń zbyt późno, pani miała zwyczaj zapytywać go odniechcenia:
— Wstępowałeś do sąsiadów?
— O nie!... — odpowiadał. — Wracam prosto z biura.
— Ach!... — kończyła pani, żałując w duchu, że mężowi do owego biura nie towarzyszy stangret, a przynajmniej jaki chłopczyna.
Nie miniemy się z prawdą, nadmieniając, że i znajomi sędziego, a najbardziej damy podzielały do pewnego stopnia wątpliwości pani Łoskiej co do niewinnego trybu życia jej małżonka. Sława, raz zdobyta, trwa wiecznie!
W dniu, w którym zdarzył się opowiedziany wypadek na drodze, pan Łoski wracał do siebie około drugiej po południu. Spraw w sądzie miał dziś niewiele, w domu oczekiwało go kilka osób z sąsiedztwa, więc pośpieszał. W chwili, gdy Szarakowa przyczepiła mu wózek do biedki, zastanawiał się nad procesem dwóch gospodarzy o kurę; później myślał o sposobach zabawienia swoich gości i ani przypuszczał, że może się stać niewinnym powodem ciężkiego zmartwienia kowalowej i przedmiotem uciechy dla sąsiadów.
W końcu lasu droga do majątku sędziego zbaczała od gościńca na lewo. Łoski wjechał na nią bez przygody i wydostał się na otwarte pole. W jednem miejscu kilku ludzi kopało rowy, i sędzia zauważył, że ludzie ci z wielkiem ożywieniem pokazują sobie nawzajem jego biedkę.
Później spotkał babę z małym chłopcem, którzy zatrzymali się na drodze i tak szeroko otworzyli usta, jakby
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.