mieli zamiar połknąć gniadego konia wraz z powozikiem. Te znaki podziwu niezmiernie pochlebiały sędziemu, który z pociechą przekonał się, że ulubiony jego ekwipaż zaczyna zwracać uwagę.
Staś, z początku zachwycony prędką jazdą i podskakiwaniem wózka, znudził się i zasnął, marząc pewnie o figlach Kurty i pocałunkach matki. Niebawem biedka, stuknąwszy o próg bramy, wjechała na podwórze.
Przede dworem, wśród kwiatów, pod płócienną werendą, pani sędzina i towarzystwo dam i mężczyzn czekało na gospodarza. Sędzia spostrzegł to, i pragnąc zajechać z szykiem, postanowił okrążyć dokoła duży gazon. Ściągnięty lejcami koń począł wyrzucać dogóry piękny łeb i przebierać nogami do taktu. Sędzia, nie chcąc być gorszym od niego, także wyprężył nogi, wyprostował się wdzięcznie i przybrał postawę dżentelmena.
Rzeczywiście obrachowany efekt nie zawiódł go. Gdy bowiem, okrążając dziedziniec, znalazł się naprzeciw werendy, całe towarzystwo poczęło klaskać, wołać: brawo! — i manifestować różne inne oznaki zadowolenia.
Łoski ściągnął lejce jeszcze mocniej, koń wyrzucił łbem jeszcze zręczniej, biedka i przyczepiony do niej wózek z dzieckiem toczyły się jeszcze uroczyściej, a aplauzy widzów przybrały pozory szalonej wesołości. To już zdziwiło sędziego, tem bardziej, gdy spostrzegł, że nawet stary jego sługa gryzie sobie wargi, aby nie wybuchnąć śmiechem.
— Brawo!... brawo!... winszujemy!... cha!... cha!... — wołali mężczyźni.
Łoski wysiadł z biedki i osłupiał, widząc, że damy przybrały minki bardzo dwuznaczne, a jego żona, jasna blondynka, istny anioł dobroci, ma niewyraźny uśmiech na ustach i — bardzo wyraźne łzy w dużych, łagodnych oczach.
— Odprowadź konia do stajni! — rzekł, na dobre zakłopotany, sędzia do służącego.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.