— O Jezu! Jezuniu!... czy choć ja go aby znajdę!... — szeptała kowalowa, klękając na ruchliwem dnie bryczki.
Koń pędził galopem.
Może o wiorstę ode dwora, organista spostrzegł jakiś bury przedmiot, prędko toczący się od jednego brzegu drogi do drugiego. Gdy podjechali bliżej, poznał psa, który, ze spuszczoną ku ziemi głową, biegł przed bryczką.
— Kurta!... — krzyknął organista. — Patrzaj pani, wasz Kurta tu jest!
Pies, zobaczywszy kowalową, począł wyć, szczekać, rzucać się do wózka i skakać do pyska koniowi, który, parskając, oganiał się, jak umiał. Poczciwe psisko, wypuszczone z chlewa, za śladem Stasiowego wózka aż tu przybiegło.
— Wszystko idzie dobrze! — zawołał organista i ściągnął lejce.
Stanęli pod bramą dworską.
Kowalowa wysiadła, podeszła parę kroków i nagle oparła się o słup bramy, czując zawrót głowy. Organista wziął ją za rękę, i tak poszli ku dworowi, poprzedzani przez Kurtę, który wciąż szczekał, skakał i obracał się w kółko.
Właśnie całe towarzystwo siedziało pod werendą przy obiedzie. Podróżni zatrzymali się u płotu, nieśmiało patrząc w stronę państwa, gdy nagle Kurta pocwałował naprzód.
Za nim pobiegła kowalowa i, zadyszana, z podniesionemi rękoma, uklękła przy końcu stołu, gdzie na kolanach szafarki siedział Staś, żywy, wyspany i uśmiechnięty.
— A pójdziesz! ty zbrodniarzu!... — wołała przestraszona szafarka na Kurtę, który gwałtem usiłował na nią wskoczyć.
— Matka! matka! — zawołali państwo, widząc kobietę, która przypadła do ziemi i z krzykiem całowała tłuste nożęta Stasiowe.
Przerwano obiad; wszyscy powstali i zbliżyli się do drugiego końca stołu, gdzie rozgrywała się zabawna scena: dwie kobiety kłóciły się o dziecko.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.