Szarakowa chciała odebrać swoją własność, szafarka znowu nie oddawała jej chłopca.
— To mój syn! mój Stasieńko! — wołała matka.
— Coś acani za jedna?... — krzyczała, mocując się z nią szafarka. — Także... ordynaryjność!... Łapie takie delikatne dzieciątko, jak połeć słoniny!
— Bo to moje!...
— Co panine?... To syn naszego pana, wszyscy tu poświadczą!... Taki śliczny... O, widzisz pani... Pan przyszedł... Oddaj pani chłopca!...
Całe towarzystwo śmiało się bez ceremonji.
— Ale, państwo się śmieją — mówiła zaperzona szafarka — a to przecie jest syn pana!... Podobniuteńki!... A nie pójdziesz, psia wiaro!... — krzyknęła znowu na Kurtę.
Szarakowa, klęcząc, odwróciła głowę i ze zdumieniem spojrzała na tego, którego ojcem Stasia nazywano. Przypatrzywszy się, rzekła z naiwną prostotą:
— Nie byłby on taki śliczny, jak jest, żeby był waszego pana. To syn kowala... Szaraka Józefa!...
W tem miejscu odezwał się organista i w mowie pełnej namaszczenia potwierdził, jako zgubione dziecię, które na chrzcie świętym otrzymało imię Stanisława, jest prawym synem Józefa i Małgorzaty ze Stawińskich małżonków Szaraków.
Wiadomość, z tak poważnego źródła płynącą, pani sędzina przyjęła z oznakami wielkiego zadowolenia, pan sędzia zaś — uśmiechnął się, jakgdyby po spożyciu kwaterki niedojrzałych tarek.
— Fiu! fiut! — gwizdnął stary pułkownik i dodał: — Poszło!...
Sędzia skrzywił się jeszcze lepiej i machnął niedbale ręką.
— Cieszę się bardzo — rzekł — iż biedny ten malec tak prędko odzyskał rodzinę!...
— To mi przypomina bajkę pod tytułem: Lis i winogrona — wtrącił pułkownik.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.