Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna, gdy ją gorąco owiało, ocknęła się.
— Matulu, co wy ze mną robicie? — zawołała.
— Cicho, głupia, to ci przecie wyjdzie na zdrowie.
Już ją wsunęły baby do połowy; dziewczyna poczęła się rzucać, jak ryba w sieci. Uderzyła znachorkę, schwyciła matkę obu rękami za szyję i wniebogłosy krzyczała:
— A dyć wy mnie spalicie, matulu!...
Już ją całkiem wsunięto, piec założono deską, i baby poczęły odmawiać trzy Zdrowaśki...
— Zdrowaś Panno Marjo, łaski pełna...
— Matulu! matulu moja!... — jęczała nieszczęśliwa dziewczyna. — O matulu!...
— Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami...
Teraz Antek podbiegł do pieca i schwycił matkę za spódnicę.
— Matulu! — zawołał z płaczem — a dyć ją tam na śmierć zaboli!...
Ale tyle tylko zyskał, że dostał w łeb, ażeby nie przeszkadzał odmawiać Zdrowasiek. Jakoś i chora przestała bić w deskę, rzucać się i krzyczeć. Trzy Zdrowaśki odmówiono, deskę odstawiono.
W głębi pieca leżał trup ze skórą czerwoną, gdzie niegdzie oblazłą.
— Jezu! — krzyknęła matka, ujrzawszy dziewczynę niepodobną do ludzi.
I taki ogarnął ją żal za dzieckiem, że ledwie pomogła znachorce przenieść zwłoki na tapczan. Potem uklękła na środku izby i, bijąc głową w klepisko, wołała:
— Oj! Grzegorzowa!... A cóż wyście najlepszego zrobili!...
Znachorka była markotna.
— Et!... cichobyście lepiej byli. Wy może myślicie, że dziewuszysko od gorąca tak zczerwieniało? To tak z niej choroba wylazła, ino że trochę za prędko, więc i umorzyła niebogę. To wszystko przecie z mocy boskiej.