— Musi to chyba być łgarstwo! — zakonkludował Antek.
Ostatnie zdanie usłyszał nauczyciel i krzyknął:
— Jakie łgarstwo? Co łgarstwo?
— A to, że na tablicy jest dom. Przecie tam jest ino trochę kredy, ale domu nie widno — odparł naiwnie Antek.
Nauczyciel porwał go za ucho i wyciągnął na środek szkoły.
— Na rozgrzewkę go! — zawołał, i znowu powtórzyła się, z najdrobniejszemi szczegółami, dobrze już chłopakowi znana ceremonja.
Gdy Antek wrócił do domu czerwony, spłakany i jakoś niemogący znaleźć miejsca, matka znowu go zapytała:
— Dostałeś?
— A może matula myślą, że nie? — stęknął chłopiec.
— Za naukę?
— Nie za naukę, ino na rozgrzewkę!
Matka machnęła ręką.
— Ha! — rzekła po namyśle — musisz jeszcze poczekać, to ci tam kiedy dadzą i za naukę.
A potem, dokładając drew do ognia na kominie, mruczała sama do siebie:
— Tak to zawsze wdowie i sierocie na tej ziemi doczesnej! Żebym ja profesorowi miała dać z pół rubla, a nie czterdzieści groszy, toby mi chłopca odrazu wziął. A tak baraszkuje sobie z nim i tyle.
A Antek, słysząc to, myślał:
— No, no! jeżeli on tak baraszkuje ze mną, to dopiero będzie, jak mnie uczyć zacznie!
Na szczęście czy nieszczęście, obawy chłopca nie miały się nigdy ziścić.
Jednego dnia, było to już we dwa miesiące po wstąpieniu Antka do szkoły, przyszedł do jego matki nauczyciel i po zwykłych przywitaniach zapytał:
— Jakże, moja kobieto, będzie z waszym chłopakiem? Daliście za niego czterdzieści groszy, ale na początku, i już
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/067
Ta strona została uwierzytelniona.