to już, miły Gotliebie, nieraz, a wychowaniem mego Józefa nie zaprzeczyłem własnym zasadom.
Adler posępnie rzucił głową.
— Co twój Józef będzie robił, gdy skończy technikę? — spytał nagle.
— Pójdzie do jakiej fabryki i może kiedy zostanie dyrektorem.
— A gdy zostanie dyrektorem, to co?
— Będzie dalej pracował.
— Na co ale on będzie pracował?
Pastor zmieszał się.
— Na to — odparł — żeby być użytecznym sobie i ludziom.
— No, a mój Ferdynand, jak tylko wróci, może u mnie zostać dyrektorem. No, on już dziś ludziom jest użyteczny, jeżeli siedemdziesiąt osiem tysięcy trzydzieści jeden rubli wydaje w ciągu dwu lat. A zapewne i sobie jest użyteczny!
— Ale nie pracuje! — zauważył pastor, wznosząc palec do góry.
— Prawda! Ale ja pracuję za niego i za siebie. Ja przez całe życie pracowałem za pięciu ludzi, więc dlaczego mój jedyny syn nie ma użyć trochę świata za młodu? — Czego teraz nie użyje — dodał — później nie użyje... Wiem to z doświadczenia! — Praca jest przekleństwem. Ja całe to przekleństwo wziąłem na siebie, a że dobrze wziąłem, świadczy mój majątek. Jeżeli prawda, że Ferdynand powinienby tak męczyć się jak ja, to naco mi Pan Bóg dał pieniądze? Co chłopcu po tem, że z mego miljona zrobi dziesięć, jeżeli znowu jego syn ma żyć na to tylko, żeby do naszych dorobił — drugie dziesięć miljonów? — Pan Bóg stworzył tak samo bogatych, jak i ubogich. Wszyscy bogaci używają życia. Ja go już chyba nie użyję, bo nie mam sił i nie nauczyłem się tego. Ale dlaczego mój syn nie ma używać?
Służący wrócił już z fabryki. Maszyna parowa szła wolniej.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.