Francuzów, albo trzech Niemców, i że z tego powodu on, Ferdynand, nabrał w ostatnich czasach wielkiego szacunku dla Anglików.
Stary Adler był zdumiony powagą, szczerością i siłę przekonań syna, a Böhme zauważył, że młode piwko musi się wyszumieć, i że korzystna zmiana, jaką swojem doświadczonem okiem spostrzega w Ferdynandzie, warta jest więcej nawet, aniżeli siedemdziesięt kilka tysięcy rubli.
Po uroczystych przemówieniach, pastor, jego żona i przyjaciel zasiedli do butelki reńskiego wina i poczęli rozmawiać o dzieciach.
— Wiesz, miły Gotliebie — mówił Böhme — że zaczynam podziwiać Ferdynanda. Z tego, powiem ci, wietrznika wyrobił się, jak widzę, prawdziwy mąż, verus vir. Sąd o rzeczach ma wytrawny, samopoznanie także — zasady zdrowe...
— O tak! — potwierdziła pastorowa — on mi całkiem przypomina naszego Józia. Czy pamiętasz, ojcze, że Józio, jak był zeszłego roku na wakacjach, mówił o Anglikach zupełnie to samo, co Ferdynand? Poczciwe dziecko!...
I dobra, szczupła żona duchownego westchnęła, poprawiając stanik czarnej sukni, szytej, zdaje się, w przewidywaniu lepszej tuszy.
Tymczasem Ferdynand spacerował po ogrodzie z ładną Annetą, osiemnastoletnią córką państwa Böhme. Oboje znali się od dziecka, i młoda panna życzliwie, a nawet z zapałem, powitała dawno niewidzianego towarzysza. Chodzili z godzinę, ale że dzień był gorący, Anneta dostała widać nagłego bólu głowy i poszła do swego pokoiku, a Ferdynand wrócił do kółka starszych. Tym razem mówił niewiele, był skwaszony, czemu nikt się nie dziwił (najmniej zaś oboje pastorstwo), ponieważ młodemu milszem jest towarzystwo ładnej panienki, aniżeli najuczciwszych starców.
Gdy Adlerowie wrócili do siebie, Ferdynand powiedział ojcu, że musi jutro jechać do Warszawy.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.