Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto — ciągnął pastor, zapalając się — prosił ją, ażeby mu... — w tem miejscu urwał. — Co za zuchwalstwo!... nieprzyzwoitość!...
— Co tobie jest, Marcinie? — pytał go zaniepokojony Adler. — Co Ferdynand powiedział?
— Powiedział... żeby mu w nocy okno otworzyła do swego pokoju!...
I biedny pastor, z nadmiaru oburzenia, rzucił panamski kapelusz na podłogę.
Adler, o rzeczach nie mających związku z fabrykacją i sprzedażą bawełnianych tkanin, myślał bardzo powoli. Jego serce nie posiadało włókna, zdolnego natychmiast odczuć krzywdę dziewczęcia; ale tkwiło w niem uczucie przyjaźni dla pastora. Adler więc na tej podstawie, rozumując flegmatycznie, lecz logicznie, doszedł do wniosku, że gdyby panna usłuchała rad Ferdynanda, to jego syn musiałby się z nią ożenić.
Ale to koniecznie musiałby się ożenić!... Stary nie pojmował innego wyjścia.
Więc Ferdynand w kilka godzin po przyjeździe do domu, i w kilkanaście minut po świetnej mówce o poprawie, postawił się w tej pozycji, że on, syn miljonera, musiałby połączyć się z panną bez posagu, z córką pastora?... On, żenić się?... On, który miał hulać pod bokiem ojca, używać świata, pieniędzy, młodości i niczem niekrępowanej swobody? To też dopiero wówczas, gdy nerwowy Böhme już wyzłościł się, wykrzyczał i ochłonął, w Adlerze wybuchnął gniew. W starym tkaczu zbudził się tygrys.
— Ach! ten łajdak! — krzyknął Adler. — Tydzień temu zapłaciłem za niego pięćdziesiąt dziewięć tysięcy rubli, dziś znowu wyciąga ode mnie pieniądze i jeszcze takie historje wyrabia!
Podniósł obie ręce do góry i trząsnął niemi, jak Mojżesz w chwili, kiedy rzucał kamienne tablice na głowy czcicieli złotego cielca.