Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

wpadł w taki zapał, że machnął parę razy laską nad głową życiodawcy.
Stary Adler nie przywykł do tego, aby nad nim machano kijem. Zerwał się z fotelu i, groźnie patrząc na syna, krzyknął:
— Tyś pijany, łajdaku!
Ferdynand cofnął się.
— Mój papo — rzekł chłodno — proszę mnie nie nazywać łajdakiem. Bo jeżeli nawyknę w domu do podobnych wyrazów, to później nie zrobi mi to żadnej różnicy, gdy ktoś obcy nazwie łajdakiem mnie, albo mojego ojca... Człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego.
Umiarkowany ton i jasny wykład zrobiły wrażenie na tkaczu.
— Hultaj jesteś! — odezwał się po chwili. — Bałamucisz córkę Böhmego.
— A cóż papa chciał, żebym bałamucił pastorową? — zapytał zdziwiony Ferdynand. — Stare babsko, sama skóra i kości!
— No, bez konceptów ale! — zgromił go ojciec. — Właśnie był tu dziś u mnie pastor i prosił, ażeby noga twoja w jego domu nie postała. Nie chce cię znać!
Ferdynand rzucił czapkę i laskę na jakieś dokumenta fabryczne, sam legł na szezlągu, wyciągnął się jak był długi, a pod głowę złożył ręce.
— A to mnie Böhme zmartwił! — rzekł, śmiejąc się. — Owszem, zrobi mi łaskę, jeżeli uwolni mnie od nudnych wizyt. To rodzina dziwaków! Stary myśli, że mieszka między ludożercami i wiecznie chce kogoś nawracać, albo cieszyć się z czyjegoś nawrócenia. Stara ma w głowie wodę, po której ciągle pływa ten uczony ślimak — Józio. A panna jest święta, jak ołtarz, na którym tylko pastorom wolno odprawiać nabożeństwa. Po dwojgu dzieciach schudnie biedactwo, jak jej matka, a wtedy — winszuję mężowi! Co on będzie robił z takim klekotem?... Nudni ludzie... Obrzydliwi pedanci!...