Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

— No tak, pedanci! — przerwał ojciec. — Z nimi ale nie puściłbyś we dwa lata siedemdziesięciu dziewięciu tysięcy rubli.
Ferdynand chciał w tej chwili ziewnąć, lecz nie dokończył. Siadł na szezlągu, nie zdejmując z niego nóg, i spojrzał na ojca z wyrzutem.
— Papa, widzę, nigdy nie zapomnisz tych kilku tysięcy rubli? — spytał.
— Naturalnie, że nie zapomnę! — krzyknął stary. — Co to jest, żeby ale człowiek, mający rozum, strwonił taką masę pieniędzy, djabeł wie na co?... Ja ci już wczoraj chciałem to samo powiedzieć.
Ferdynand czuł, że ojciec gniewa się nieszczerze. Opuścił nogi na podłogę, uderzył ręką w kolano i począł mówić:
— Mój ojcze, pogadajmy, choć raz w życiu, jak ludzie rozumni, bo sądzę, że papa nie uważa mnie już za dziecko...
— Warjat jesteś! — mruknął stary, którego powaga syna chwyciła za serce.
— Otóż papa — ciągnął syn — jako człowiek, głębiej patrzący na rzeczy, pojmujesz, choć wyznać tego nie chcesz, że ja — jestem takim, jakim mnie zrobiła natura i nasz ród. Ród nasz nie składał się z jednostek podobnych do pastora, albo jego syna. Ród nasz nazwano niegdyś: Adlerami, a więc ani żabami, ani rakami, ale istotami, posiadającemi naturę orłów. Ród nasz, nawet fizycznie biorąc, składa się z ludzi olbrzymiego wzrostu i w gronie swem posiada jednostkę, która dziesięcioma palcami zdobyła miljony i znakomite stanowisko w obcym kraju. A więc ród nasz ma siłę, ma fantazją...
Ferdynand mówił to z prawdziwem czy fałszywem uniesieniem, a ojciec słuchał go wzruszony.
— Cóż jestem ja winien — ciągnął chłopak, stopniowo podnosząc głos — żem po przodkach odziedziczył siłę i fantazją? Ja muszę żyć, ruszać się i działać więcej, aniżeli jakieś Steiny, Blumy i zwykłe Vogle, bo ja jestem —