uważał je za pewien rodzaj objawienia. Wierzył, że fala krzywdy wrócić musi, ale kiedy i która?...
Tej nocy miał niespokojne sny. Rzucał się i krzyczał, aż zbudziła go żona.
— Marcinie! co ty wygadujesz?... czyś chory?...
Böhme siadł na łóżku, oblany zimnym potem.
— Czy ci się śniło co strasznego?... — zapytała żona.
— Tak, ale nie pamiętam... Czy ja co mówiłem?...
— Wołałeś coś nie do rzeczy: „Fala!... wraca!... wraca!...“
— Niech nas Bóg ma w swojej opiece! — szepnął pastor, czując w głębi serca wielką trwogę.
W oczach ludzkich złe czy dobre życiowe fakta wówczas dopiero zdają się nabierać znaczenia, gdy odbiją się w druku.
O starym Adlerze oddawna wiedziano, że jest egoistą i wyzyskiwaczem, o Ferdynandzie, że jest egoistą i rozpustnikiem; ale dopiero artykuły, wydrukowane z powodu śmierci Gosławskiego, oburzyły przeciw nim opinją.
Teraz cała okolica poczęła zajmować się fabryką. Opowiadano o wszystkiem, co się tam działo, i komentowano w odpowiedni sposób. Ludzie wiedzieli o najdrobniejszych szczegółach. Wiedzieli, ile Ferdynand narobił długów zagranicą, ile obecnie tracił, i co jego ojciec odbijał na zmniejszaniu zarobków, a powiększaniu pracy robotnikom. Nadewszystko jednak oburzano się z powodu śmierci Gosławskiego, który, w oczach ogółu, był ofiarą chciwości starego fabrykanta i rozpusty jego syna.
Wprawdzie niektórzy wspominali, że w każdym zakładzie przemysłowym i przy każdej machinie, nie wyłączając młocarni i sieczkarni, może trafić się nieszczęście. Ale ich łatwo pokonywano. Jakto, mówiono, więc w fabryce godzi się trzy-