że panicz zakupił obiady we wszystkich restauracjach, i że każdy szlachcic, chcący co zjeść albo wypić, musiał pierwej kłaniać się młodemu panu.
Adler z początku śmiał się z figla, ale później, obliczywszy naprędce, ile podobna zabawa mogła kosztować, spochmurniał.
— Hultaj Ferdynand — rzekł do buchaltera — wszystko nam ale strwoni, co zyskamy na podwyżce cen bawełny. Wielki kłopot mam z tym warjatem!
Na podwórzu stały fury z bawełną, którą najęci robotnicy przenosili do składów. Adler przypatrywał się robocie, obszedł składy, surowo nakazując, aby nikt nie ważył się palić papierosów, i powrócił do kantoru.
Przy bramie dwie kobiety żywo rozmawiały ze szwajcarem, lecz, zobaczywszy Adlera, uciekły.
Tkacz nie zwrócił na to uwagi.
Z kantoru wybiegł urzędnik, jakiś zmieszany. W kasie — buchalter, jego pomocnik i płatnik, zbici w kąt, naradzali się nad czemś, z wyraźnemi oznakami wzburzenia. Ale na widok pryncypała rzucili się szybko do swych biurek, pochylając twarze ku papierom.
Adlerowi i to nie wydało się dziwne. Wczoraj był jarmark, więc pewnie urzędnicy opowiadają sobie jakieś plotki.
W salonie dla interesantów Adler spotkał się oko w oko z nieznanym mężczyzną. Gość był zniecierpliwiony i niespokojny. Chodził prędko po sali i rzucał rękoma. Spostrzegłszy olbrzymiego fabrykanta, nagle stanął i zapytał zmieszany:
— Wszak pan Adler?
— Tak! — odparł tkacz. — Pan ma do mnie interes?
Gość przez długą chwilę nic nie odpowiadał, tylko mu usta lekko drżały.
Fabrykant pilnie mu się przypatrywał, chcąc odgadnąć: kim jest i czego chce? Nie był to wcale kandydat na posadę fabryczną. Wyglądał raczej na bogatego panicza.
— Mam do pana ważny interes — rzekł gość.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.