w oczach całej okolicy. Pobożni zatrwożyli się, libertyni nadrabiali miną, ale w sercu czuli jakiś dreszcz.
— Co to jeszcze będzie? — pytali wszyscy.
— A wiecie wy, że podobno stary zwarjował?
— Jużci chyba tak, kiedy furmana cisnął na szosę, nas wszystkich zawołał niewiadomo poco, a teraz wyleciał z domu i tuła się po polu.
— On tak zawsze robi, jak jest czego zły...
— Na kogóż on jest zły?... chyba na Pana Boga!
— Nie pyskuj tam!... Nie wzywaj imienia boskiego, bo się jeszcze co stanie!...
— Ciekawość, co teraz zrobi stary?
— A cóż?... może nas już krzywdzić nie będzie?
— W kantorze mówię, że pewnie sprzeda fabrykę i wyjedzie do swoich.
— Przecież on nikogo nie ma.
— Oj! znajdzie... Szwaby są plenne.
Tak szeptali robotnicy. Obermajstrzy byli powarzeni. Nie pytali o robotę, tylko biegali do kantoru po wiadomości. Jeden radził, ażeby na znak żałoby wstrzymać fabrykę; ale stary buchalter zgromił go.
— Niech wszystko idzie, jak szło — rzekł. — Pryncypał i tak jest niespełna rozumu: pocóż go drażnić?... Mnie samego największy żal i strach ogarnął wtedy, gdy fabryka stanęła i wszyscy poszli do pałacu. Kiedy trajkoczą maszyny, człowiekowi na sercu lżej i wydaje mu się, że się nic złego nie stało.
— Prawda!... prawda!... — potakiwali obecni.
Około szóstej wieczorem w kantorze ukazał się Adler. Wszedł jak widmo, niewiadomo kiedy. Jego odzież powalana była ziemią, jak gdyby się tarzał. Krótkie lniane włosy jeżyły mu się. Był spocony i zadyszany. Białka oczu zaszły mu krwią; źrenice miał nierówno rozszerzone.
Wszedł do kantoru, począł prędko obiegać wszystkie sale i strzelać z palców. Urzędnicy drżeli na krzesłach.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.