Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie piętra, w najwyższej sali wyraźnie widać było cień ludzki. Poruszał się on spokojnie, bez pośpiechu, jak czuwający nad robotnikami dozorca. Niekiedy stawał w którem z mnogich okien i patrzył — niewiadomo czy na tłum zebranych, czy na pałacyk.
Wtem z ogromnym łoskotem zapadł się dach lewego skrzydła. W chwilę później runęło drugie piętro prawego skrzydła. Olbrzymie snopy iskier wzbiły się do góry. Było jasno jak w dzień. W składzie bawełny załamały się odrazu dwa piętra, i na tłum robotników spadł deszcz gorącego popiołu. Zrobiło się duszno. Niektóre machiny głównego korpusu poczęły dziwnie zgrzytać, nareszcie wywracać się. Skutkiem zmniejszenia się oporu, koło rozpędowe machiny parowej obracało się z szaloną prędkością, wydając przytem głos podobny do wycia. Ściany pękały, w jednem miejscu spadł komin, a gruzy jego zatoczyły się aż pod nogi zebranych.
W gmachu głównym dym i ogień chwilami zasłaniał czwarte piętro, na którem widać było cień człowieka, spokojnie chodzącego wzdłuż oświetlonej sali.
Wśród tłumu rozległ się szmer zgrozy, niepodobny do głosów ludzkich. Tłum zaczął poruszać się, krzyczeć, wskazywać na okna...
W stronie fabryki gazu rozległ się stłumiony huk. W sali na czwartem piętrze płomienie lamp błysnęły jaśniej i — zgasły. Ogień ukazał się w dymnikach głównego korpusu. Zatrzeszczał cały gmach i z łoskotem piorunu zapadło się kilka sufitów.
Na dziedzińcu zrobiło się tak gorąco, że tłum cofnął się. Koło rozpędowe machiny parowej toczyło się już wolniej, wreszcie — stanęło.
...W fabryce, jeszcze przed godziną bogatej i ożywionej, wszechwładnie panował ogień. Słychać było trzeszczenie płonących belek, pękanie murów i ciężkie upadki żelaznych części machin.