— Czeladnik mularski.
— O to pan!... A gdzież tobie potrzeba?
— Tam, gdzie dom murują...
— Jaki dom?
— Taki... z cegły — odparł chłop.
— Ot głupi!... No, to i tutaj dom murują... I tam! I tu!
— Kiedy nie widzę...
Wzięto go za ramię i zaczęto pokazywać.
— O patrz! Tu jeden dom budują... Tu drugi...
— Aha! ha! — rzekł Michałko i poszedł do tego drugiego, bo nie trzeba było przebiegać przez ulicę.
Dobrawszy się na miejsce, zapytał o czeladnika. Tu go jednak nie znalazł, więc wskazano mu inny dom. Ale i tam o czeladniku Nastazym nie słyszano; musiał przeto chłop iść dalej.
Tym sposobem obiegł kilka ulic i obejrzał kilkanaście rozpoczętych budowli, pytając w duchu: gdzie mieszkają ci ludzie, co im dopiero teraz domy murują?
Stopniowo oddalał się od środka miasta. Gwar uliczny słabnął, przechodnie ukazywali się rzadziej, powozów prawie nie było. Za to liczba rusztowań, stosów cegieł i czerwonych murów powiększyła się.
Chłop stracił już nadzieję znalezienia czeladnika i pomyślał o wyszukaniu roboty.
Wstąpił do pierwszej fabryki przy drodze, stanął między robotnikami i patrzył. Czasami wmieszał się do rozmowy, albo komu usłużył. Jednemu pomógł układać cegłę, drugiemu podał szaflik, a tym, którzy gracowali wapno, powiedział, że nie tak się robi, tylko tak. I zaraz pokazał, aż ochlapał majstra od stóp do głów.
— Co się tu kręcisz, kundlu jakiś? — zapytał go pisarz.
— Roboty szukam, panie.
— Tu niema dla ciebie roboty.
— Niema teraz, to może znajdzie się potem. A państwu przecie nie ubędzie, jak któremu pomogę.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.