Matka jego leżała wpół odkryta. Czarne jak węgiel usta jej były otwarte, ręce gwałtownie wyciągnięte nad głową i zaciśnięte pięści...
Na ten straszny widok Jaś uczuł dziwne ciepło, szum w uszach i, nie wydawszy jęku, zemdlony upadł na ziemię.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Pan Karol, wysoki, przystojny brunet, średniego wieku, był o tyle majętnym, że z procentu od kapitałów, pomieszczonych w papierach publicznych, mógł utrzymać przyzwoicie swoją rodzinę, używać drobnych przyjemności, pomagać ludziom i jeszcze coś odkładać.
Życie pana Karola, obok żony — ładnej i wesołej blondynki, tudzież dwu synów: Edzia i Tadzia, którzy już byli w drugiej klasie, — płynęło bardzo spokojnie. Namiętności nie miał żadnych, jego potrzeby zaś (naturalnie w granicach wygód i dobrego smaku) były nader skromne.
Jako jednostka moralna, pan Karol był uosobioną miłością. Kochał on rodzinę, społeczeństwo, naturę i sztukę, a oprócz tego, na szerokiem tle tej ogólnej miłości, umiał się entuzjazmować do pojedynczych przedmiotów. W ciągu jednego tygodnia pragnął założyć wzorowe pismo, następnie gotów był pomóc jakiejś ubogiej rodzinie, a później — częścią swego majątku przyczynić się do zaprowadzenia kanalizacji w mieście. Za każdym razem entuzjazm jego szybko wznosił się do wyżyn, a następnie zwolna opadał. Pan Karol był idealistą, w duszy więc jego toczyła się nieustanna walka między doskonałemi ideałami a niedoskonałą rzeczywistością.
Dowiedziawszy się o smutnym stanie wdowy, pan Karol pomógł jej natychmiast, projektując sobie, że musi stanowczo zabezpieczyć jej byt. Lecz że wdowa umarła, szlachetny dobroczyńca uważał za obowiązek wziąć do swego domu Jasia.