Nadeszły wakacje, a chociaż Tadzio z trudnością, Edzio zaś prawie cudem dostał promocją do trzeciej klasy, z tem wszystkiem w uroczysty dzień zakończenia szkolnego roku czekała ich w domu niespodzianka.
Gdy chłopcy wrócili ze szkoły i okazali rodzicom cenzury, matka uroniła parę łez radości, a ojciec, ozdobiwszy oblicze dobrotliwym uśmiechem, rzekł do nich:
— Moje dzieci! Wiecie o tem, że nauka uzacnia człowieka. Wiecie też, że szkoła jest obrazem życia, i że kto za młodu wypełnia gorliwie swoje obowiązki, stanie się zczasem dobrym obywatelem kraju. Nauka i sumienne wypełnianie obowiązków robią człowieka szczęśliwym — i wy też zapewne czujecie w tej chwili w młodych waszych sercach, słodkie zadowolenie...
— O tak jest, proszę ojca! — wykrzyknął Edzio, przyzwyczajony do ceremonjalnych mówek swego życiodawcy.
— Tak jest!... — powtórzył za nim Tadzio, który, jako młodszy, nie umiał w tym wypadku przyoblec się w należytą powagę i z wielką ciekawością zaglądał do drugiego pokoju.
— Wiem — ciągnął dalej pan Karol — że obraziłbym was jakąś materjalną nagrodą za naukę i cnotę... Wszak prawda?...
— O tak, ojcze!... — zawołał znowu Edzio.
— Tak! tak!... — powtórzył za nim Tadzio, niecierpliwie oczekując na zakończenie mowy.
— Z tem wszystkiem — prawił dalej pan Karol — wzamian za przyjemność, jaką mnie i matce sprawiły wasze promocje, postanowiliśmy dać wam małe upominki...
Teraz nawet Edzio zarumienił się jak wisienka, a Tadzio klasnął w ręce. Tymczasem ojciec wyniósł z drugiego pokoju prześliczny trzykołowy welocyped i fuzją, która strzelała z kapiszonów.
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.
VII. ZMIANA LOSU.