Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Karol z uczuciem pocałował ją w rękę.
Edzio zbliżył się do zdziwionego i przestraszonego Jasia i rzekł:
— Dziś dajemy ci jeszcze wakacje, a jutro zabierzemy się do lekcyj. Jak się będziesz dobrze uczył, pozwolimy ci jeździć na welocypedzie, albo strzelać z fuzji. Co ci się podoba!
Ponieważ niedługo potem pan Karol ze swoimi nad wiek rozwiniętymi synami poszedł do znajomych z wizytą, Jaś więc znowu został sam. Był on olśniony, lecz zarazem i zakłopotany. Cieszyło go to, że odtąd będzie miał rówieśników, że będzie się z nimi bawił i rozmawiał. Drżał na myśl, że strzeli z fuzji i upajał się nadzieją jazdy na welocypedzie. Pytał też ciekawie: czego mnie oni będą uczyć? — i zgóry cieszył się pochwałami za pilność. Może i państwo Karolowie, widząc jego pracę i grzeczność, pogłaszczą go kiedy, a może i ucałują, tak serdecznie, jak ta, która go od kilku miesięcy opuściła. Trzeba bowiem wiedzieć, że Jaś miewał czasami dziwne pragnienia: oto chciał kiedy przyjść znienacka do pani Karolowej, położyć głowę na jej kolanach i ucałować jej suknią. Gdyby zamknął oczy, gdyby uczuł jej delikatne ręce na swojem czole i włosach, wówczas zdawałoby mu się, że wróciła do niego na chwilę matka, którą często widywał, lecz nigdy nie mógł dotknąć spragnionemi ustami. Miał on wprawdzie wszystkie wygody: pokoik cieplejszy i jedzenie lepsze, lecz brakło mu znajomej twarzy, głosu, pieszczot...
Z drugiej jednak strony, na dnie pięknych nadziei, Jaś czuł jakiś niesmak. Nie mógł on zrozumieć: skąd dwaj chłopcy tak nagle zapragnęli zająć się jego nauką?... Zdawało mu się, że w obietnicach Edzia i Tadzia brzmiał ten sam ton, podobny do zgrzytu piasku na szybie, jaki słyszał kiedyś w wyrazach:
— Jasiu! przyjmuję cię za syna... Jasiu! przyjmuję cię za brata...
Jego sieroctwo sprawiło, że mimo wiedzy i woli stał się