podejrzliwym, i że bardziej, niż kiedyś brutalnego gniewu pana Piotra, lękał się obietnic wszystkich członków tej miłosiernej rodziny.
Niebawem dostał się Jaś w ręce nowych opiekunów i nauczycieli. Chłopcy, według wskazówek ojca, podzielili się pracą: Tadzio uczył go czytać i pisać, Edzio arytmetyki i geografji. Od wykładów podobnych niech Bóg wszystkie dzieci zachowa!
Edzio kształcił Jasia w ułamkach, lecz ponieważ sam ich dobrze nie umiał, biedny więc jego uczeń z nudnych tych prelekcyj zapamiętał dwa tylko twierdzenia: pierwsze — że jest głupi, a drugie — że jest osioł. Tadzio znowu, widząc, że jego wychowaniec w warunkach zwykłych czyta lepiej od niego, wpadł na oryginalny pomysł i kazał uczniowi swemu czytać z książki, przewróconej do góry nogami!...
Pani Karolowa przypatrywała się niekiedy tym pedagogicznym ćwiczeniom, lecz uważając je za zabawkę, śmiała się z nich i taiła je przed mężem. Już to wogóle Jaś nie cieszył się jej względami!
Znudziwszy się wykładem arytmetyki i czytaniem, obaj chłopcy zarzucili je i wzięli się do łaciny. Zadawali Jasiowi do wyuczenia się napamięć całą deklinacją, albo kilkanaście i kilkadziesiąt słówek odrazu. Nie dość na tem: chcieli, aby się wyuczał ich w ciągu pół godziny.
Pan Karol tymczasem w ciszy gabinetu pracował nad ustawą warsztatów kobiecych, a pani Karolowa mówiła do chłopców z uśmiechem.
— Nie męczcie się tak, moje dzieci, przecież to wakacje!...
— Musimy, mamo! — odpowiadał wtedy Edzio. — Cóż z niego będzie, jeżeli w młodym wieku nie przyzwyczai się do pracy?...
Wtedy pani Karolowa, głaszcząc nad wiek rozwiniętego synka, myślała:
— Jacy oni podobni do ojca!... On wyznaje takie same zasady!
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.