uległby i do śmierci pozostał zabawką dzieci i dorosłych; Jaś nie uległ, i to go zgubiło. Pan Karol bowiem, widząc nieustanne rozdrażnienie sieroty i grzeczność swoich synów, posądził Jasia o złośliwość.
— Tyle miałem sympatji dla tego chłopca — mówił raz do żony — ale on nie umie tego ocenić i, jak uważam, nie lubi ani nas, ani naszych dzieci.
— Tak zawsze bywa z cudzem pisklęciem!... — odparła żona, całując męża w zadumane czoło.
Wkrótce pan Karol znowu zapomniał o sierocie, a nawet o ustawie pracowni dla kobiet. W tym czasie bowiem, ruchliwy i wiecznie na usługi społeczeństwu oddany umysł jego zajął się kwestją budowania blaszanych śmietników dla miasta. Odtąd pan Karol począł naradzać się z technikami, blacharzami, kołodziejami — i ze swych nowych marzeń ocknął się nie prędzej, aż w domu wybuchnął skandal.
Pewnego dnia, Jaś, jak zwykle, w pokoju chłopców uczył się łaciny i, jak zwykle, nauka szła mu niesporo.
Napozór był on sam, właściwie jednak było ich dwóch: to jest on i welocyped, który stał pod piecem. Ile razy chciał Jaś skupić uwagę nad książką, tyle razy przeszkadzał mu niepoczciwy jego towarzysz. Zdawało się Jasiowi, że welocyped to rusza kółkiem, to pochyla się, jak pijany, to znowu ma taką minę, jakby się oglądał i dawał mu znaki. Gdy Jaś położył książkę, welocyped stał spokojnie jak trusia, lecz gdy znowu wziął się do roboty, welocyped znowu rozpoczynał figle, niekiedy bardzo pocieszne. Widocznie kusił chłopca.
Ponieważ pantominy te zniecierpliwiły Jasia, zbliżył się więc do sprytnej maszynki i począł ją oglądać. Potem wsiadł na nią i... ostrożnie przejechał po pokoju.
W chwili, gdy jeździec i koń zawrócili się zpowrotem do pieca, skrzypnęły drzwi, i do pokoju wpadli obaj chłopcy.
— Czy widzisz?... — krzyknął do brata rozgniewany Edzio. — On jeździ, zamiast się uczyć!...
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.