Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

czątku trzymano go w sklepie, później jeden dzień siedział w sklepie, drugi na górze w warsztacie. Głównem zajęciem jego było chodzenie za sprawunkami i odnoszenie posyłek. Niekiedy kazano mu przyszywać metalowe guziki do tej części ubrania, którą brzydzili się sankiuloci; niekiedy polecano bawić dzieci, których państwo Durscy mieli dwoje. Że zaś jedno z nich nazywało się Jasiem, naszego więc małego przyjaciela dla odróżnienia nazwano Jaśkiem.
Sierota prędko zniechęcił do siebie całe otoczenie. Według zwyczaju, pan majster, zamiast śniadania, dawał chłopcom po sześć groszy. Chłopcy pieniądze te składali razem i kupowali wódkę i bułki, a ponieważ Jaś nie chciał pić wódki, terminatorzy znienawidzili go „za ambitność.“
Znacznie gorsze było to, że nie lubiła go majstrowa. Wszyscy chłopcy, za obiady i kolacje, całowali ją w rękę; chudy Jędruś robił to częściej nawet niż inni, Jaś — tylko się kłaniał.
— Jaki mi... z pańskiej psiarni!... — mawiała też często majstrowa. — Dlatego, że niby to uczył się po francusku, to mnie już nie może pocałować w rękę... Fąfel!...
Potem zaś, wysapawszy się, wołała:
— Jędrek!
— Słucham pani majstrowej! — odpowiadał chłopak, przecierając oczy.
— Skocz-no po kufelek piwa... A tylko dobrze rachuj, bo oni strasznie oszukują.
U majstra Jaś także nie miał łaski.
— Co on sobie myśli, ten błazen?... — oburzał się nieraz pan Durski. — U niego czelanik pan, ja — pan i wszyscy panowie... Jakby był udzielnym księciem, a nie przybłędą!
I często gromił Jasia, a jak obecnie — Jaśka, któremu znów tytuły: „pan majster“ i „pani majstrowa“ — z trudnością przechodziły przez gardło.