kupców petersburskich spotkało mnie tu, naprzeciw w bawarji, więc...
— Zapłacęż ja wam, poczciwi opiekunowie! — mruknął Anzelm i wybiegł ze sklepu, trzaskając drzwiami.
— Spóźniłem się!... Bóg widać pogardza moją ofiarą! — szeptał szłachcic, biegnąc do ratusza.
Gdy przybył tam i zażądał, aby szukano Jasia, jeden z urzędników rzekł:
— Chłopca tego już szukają. Wczoraj był tu jakiś Panewka i zostawił szczegółowy rysopis. Twarz okrągła, włosy blond... Ubrany był w czarne palto, czapkę z daszkiem... Znaków szczególnych nie miał żadnych.
— Mnie tam nie chodzi o znaki szczególne, tylko o chłopca!... — odparł szlachcic, i obiecawszy nagrodę temu, kto znajdzie Jasia, poszedł dalej, mrucząc:
— Ciekawym, kto jest ten Panewka?... Jakiś z niskiej klasy, ale uczciwy.
Zkolei pan Anzelm począł obchodzić kościoły, żądając, ażeby z ambon ogłoszono o zaginięciu chłopca imieniem Jaś, ubranego w czarne palto i czapkę z daszkiem. Księża z uprzejmością uwzględnili to żądanie, dodając od siebie, że już o to samo byli proszeni przez jakiegoś niskiego człowieka z wielką głową.
— To musi być sprytny człowiek! — myślał pan Anzelm o Panewce, nie wiedząc, że ten człeczyna — kraje jak Szabu, a głupi jak but!...
Wróciwszy do hotelu, pan Anzelm rzucił się na łóżko zmartwiony. Czuł on, że po nitce litości wkradło się do jego serca wielkie przywiązanie do sieroty.
2-go stycznia, około jedenastej w południe, dano znać panu Anzelmowi, że Jaś znalazł się i że jest w ratuszu. Szlachcic w parę minut stanął w kancelarji.
Tu zastał jakiegoś robotnika, starą kobietę, komisjonera
Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/294
Ta strona została uwierzytelniona.