— To ją noma sprzedajcie — podchwycił Ślimak.
Grochowski opuścił łyżkę na stół, a głowę na piersi. Chwilę podumał, wreszcie rzekł tonem rezygnacji:
— Ha, trudno! Jak się uprzecie, to muszę wam krowę sprzedać, nic nie pomoże. U kogo dziewucha, u tego i krowa, to darmo.
— Ale nam coś opuścicie — prędko dodała gospodyni, przymilając się do Grochowskiego.
Sołtys powtórnie zadumał się.
— Widzicie tak — rzekł. — Żeby to moje bydlę, tobym opuścił. Ale to przecie dobytek biednej sieroty, co ją ojciec i matka odumarli. Jakże ja ją mogę krzywdzić?... Zatem — dajcie trzydzieści pięć rubli papierkami i rubla srebrnego za postronek, i — niech krowa zostanie u was.
— Niezmierny to grosz — westchnął Ślimak.
— Ale krowa śliczności — odparł sołtys.
— Pieniądz siedzi w skrzyni i jeść nie woła.
— Ale mleka nie daje.
— Dla tej krowy musiałbym wziąć ode dworu łąkę w arendę.
— To przecie wam lepiej wyniesie, aniżeli kupować paszę.
Zapanowało dłuższe milczenie, po którem nagle odezwał się Ślimak:
— No, kumie sołtysie — powiedzcie ostatnie słowo...
— Mówię wam: dajcie trzydzieści pięć rubli papierkami i rubla srebrnego za postronek, a krowę ostawię. Grzyb będzie zły na mnie, ja wiem; ale dla was muszę to zrobić. Macie dziewuchę, miejcie i krowę.
Gospodyni sprzątnęła miskę ze stołu, a następnie weszła do komory. Po niedługiej chwili wyniosła stamtąd flaszkę wódki i dwa kielichy, a na talerzu wędzoną kiełbasę i widelec z wyłamanym zębem.
— Do was, kumie — rzekł Ślimak, nalewając wódkę.
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.