Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ciekawość, jakiej oni wiary, bo gadają między sobą jak Żydy?
— Wiara ich lepsza jest od żydowskiej — odparł sołtys po namyśle — ale co nie katolicka, to nie. Wiem, że mają kościół jak i my, z ławkami i z organami. Ale ksiądz u nich jest żonaty i chodzi w surducie, a w wielkim ołtarzu, gdzie powinien być Bóg Ojciec, to u nich stoi tylko Pan Jezus ukrzyżowany, jak u nas w kruchcie.
— To gorsza wiara od naszej.
— Gorsza — potwierdził Grochowski — bo nawet i nie modlą się do Matki Przenajświętszej.
— Ach, Matko Przenajświętsza! — szepnęła gospodyni.
Ślimak i Grochowski westchnęli pobożnie, a Maciek przeżegnał się.
— Że też takim Pan Bóg miłosierny błogosławi — zauważył Ślimak. — Pijcie, kumie.
— Za wasze zdrowie. Co im Pan Bóg nie ma błogosławić, kiedy bydła mają dużo? To jest fundament!
Ślimak zamyślił się i nagle uderzył ręką w stół.
— Kumie, sołtysie! — zawołał podniesionym głosem — sprzedajcie mi krowę.
— Sprzedam! — odparł Grochowski i równie uderzył o stół ręką.
— Dam wam... trzydzieści i jeden rubli... jak was kocham.
Grochowski uścisnął go.
— Dajcie, bracie, trzydzieści... trzydzieści — no — i cztery ruble papierkami i rubla srebrnego za postronek.
Do izby ostrożnie wsunęły się zmęczone dzieci. Gospodyni nalała im krupniku i zaprowadziła do najdalszego kąta, zalecając spokój. Istotnie przez cały czas było bardzo spokojnie, wyjąwszy chwilę, w której Stasiek spadł z ławki, a Jędrek dostał od matki szturchańca. Zato Magda sprawowała się jak trusia, a Maciek drzemał, marząc, że siedzi w alkierzu na stołku z poręczą i pije wódkę. Czuł, że trunek coraz