Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

do izby ubierać się. Wyrzucił słomę z włosów, wdział świeżą koszulę i nowe buty. Ponieważ jednak widziały mu się nie dosyć czarne, więc wziął w palce kawałek sadła i wytarł niem najprzód włosy, a później buty, od cholew do obcasów. Stanął wreszcie przed lusterkiem i, patrząc kolejno to na nogi, to na odbicie swojej fizjonomji w zwierciedle, uśmiechnął się, kontent, że taki blask bije mu od głowy i obuwia. W dodatku coś mu szeptało, że wobec tak wypomadowanego chłopa dziedzic nie wytrzyma i — wypuści mu łąkę w arendę.
W tej chwili weszła żona, a obrzuciwszy go pogardliwem spojrzeniem, rzekła:
— Cóżeś się wyświechtał, że śmierdzi od ciebie sadło jak powietrze. Nie wolałbyś się umyć i uczesać?
Uznawszy słuszność tej uwagi, Ślimak wyjął z poza lusterka gęsty grzebień i przygładził nim włosy, że świeciły nie gorzej od najjaśniejszego szkła. Potem starannie umył się mydłem, aż od zatłuszczonych palców zostały mu ciemne smugi na szyi.
— A gdzie Grochowski? — zapytał weselszym tonem żony, bo zimna woda dodała mu humoru.
— Poszedł.
— A jakże z pieniędzmi?
— Zapłaciłam mu. Ale nie chciał wziąć trzydziestu trzech rubli, tylko trzydzieści dwa: bo mówił, że kiedy Chrystus Pan trzydzieści i trzy lata żył na świecie, więc za krowę nie wypada brać tyle.
— Jużci prawda — potwierdził Ślimak, chcąc teologiczną erudycją zaimponować kobiecie.
Ale ona odwróciła się do komina, i wydobywszy stamtąd garnczek jęczmiennego krupniku z mlekiem, podała go niedbale mężowi, mówiąc:
— No, no... nie gadaj, ino podjedz se i idź do dworu. A targuj się tak, jak wczoraj ze sołtysem, to ci coś powiem!... — dodała ironicznie.