dzieści pięć i srebrnego rubla za postronek! — ale jakiem go wziął na rozum, tak opuścił). Zatem widzisz, synku, dla nowej krowy potrzeba siana, i z takiej racji musimy prosić dziedzica, ażeby nam łąkę wypuścił w arendę. Teraz wszystko rozumiesz?
Stasiek pokiwał głową.
— To rozumiem — odparł — ino jeszcze nie wiem: co sobie myśli trawa, jak ją bydlę zagarnie jęzorem i weźmie na zęby?...
— Co ma myśleć, nic nie myśli.
— Ale!... — mówił dalej Stasiek — tak nie może być, żeby ona nic nie myślała. Kiedy ludzie we święto stoją na cmentarzu, a patrzyć na nich zdaleka, to widzi się, że wyglądają jak trawa, albo krzaki: bo są między nimi i zielone, i czerwone, żółte, i różne, jak między ziołami w polu. Więc żeby wtedy jaki straszny bydlak po cmentarzu przejechał jęzorem, to możeby nic nie myśleli?...
— Ludzieby krzyczeli, a trawa przecie nic nie mówi, jak ją ścinać — odparł Ślimak.
— Jakże nie mówi? Kiedy łamać nawet suchy kij, to on trzeszczy — a jak giąć świeżą gałąź, to się ona drze i nie daje — a jak rwać trawę, to piszczy i nogami trzyma się ziemi...
— O, kiedy bo tobie zawsze dziwności chodzą po głowie! — przerwał Ślimak. — Żeby tak człowiek z każdym gadał: czy on chce, czy nie chce iść pod kosę? — toby sam nie zjadł i bydlęciaby nie nakarmił i wszystkoby zmarniało.
— A ty Jędrek możeś nie rad, że idziesz do dworu? — zapytał drugiego chłopaka.
— Albo to ja idę? Wy idziecie — odparł Jędrek, wzruszając ramionami. — Jabym ta nie chodził.
— A cóżbyś zrobił? Listubyś przecie nie napisał, boś panu nierówny i pisać nie umiesz.
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.