Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.

z uwagą przysłuchiwali się niezrozumiałej dla nich, ale pięknej melodji. Staśkowi poczerwieniała twarz i drżał ze wzruszenia, Jędrek spoważniał, a Ślimak zdjął czapkę i począł mówić pacierz, ażeby Bóg miłosierny zasłonił go od nienawiści panicza, któremu przecież on — nic złego nie zrobił.
Organy umilkły, a jednocześnie panicz spotkał się w ogrodzie z siostrą i z ożywieniem począł jej coś przedstawiać.
— To ci intryguje na mnie! — mruknął chłop.
— Widzicie, tatulu — zaczął Jędrek — że pani to podobna do bąka. Żółta w czarne centki, cienka w pasie, a gruba na końcu. Ale piękna pani!
— Gorszy od bąka ten podlec na żółtych nogach, chociaż cienki jak patyk! — odparł chłop.
— Co on ma być gorszy, kiedy mi dał czterdziestkę? Głupi to on musi że jest, ale dobry pan.
— Odbiorą oni sobie te czterdziestkę, nie bój się.
Tymczasem panicz, opowiedziawszy siostrze interes Ślimaka; począł robić jej wymówki.
— Zdumiony jestem — prawił — cechami niewolnictwa, jakie spotykam wśród ludu. Ten biedak nie jest w stanie rozmawiać w czapce na głowie, a przytem tak był zmieszany, tak zalękniony, że mnie litość brała, patrząc na niego. Na cały dzień zepsuł mi humor.
— Ale cóżem ja temu winna i co mam robić? — pytała pani.
— Zbliżyć się do nich, ośmielać...
— Wyborny jesteś! — odparła, wzruszając ramionami. — Kiedym zeszłej jesieni urządziła zabawę dzieciom naszych parobków, właśnie ażeby je ośmielić do siebie, to zaraz na drugi dzień połamały mi brzoskwinie. A zbliżać się do nich?... I to robiłam. Weszłam raz do chaty, gdzie leżało chore dziecko, i w ciągu godziny nasiąkłam takiemi zapachami, że musiałam nową suknię oddać pannie służącej. Dziękuję za podobne apostolstwo...