Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale zawdy łąka nie moja.
— Jak rozdadzą grunta, to będzie wasza.
Ślimaka ucieszyły te wyrazy. „Jużci — myślał — musi być prawda z tem rozdawaniem, kiedy nawet hołota o niem gada.“
— Chodźta chłopcy do dom! — rzekł głośno.
Wracali w milczeniu. Jędrek, spoglądając ukosem na ojca, żywił w sercu jakieś złe przeczucia, a Ślimaka trapił niepokój.
— Psie wiary szlachta! — szeptał chłop, zaciskając pięści — człek nigdy nie zmiarkuje, kiedy oni łgą, a kiedy mówią prawdę... Rychtyk jak z Żydami.
W połowie drogi chłopcy wyrwali się naprzód, bo byli głodni. Gdy zaś Ślimak wszedł do chaty, zapytała go żona:
— Co tu gada Jędrek, że chcieli sprzedać ci łąkę za sto dwadzieścia rubli?
— Jużci chcieli, ale przez to, że boją się nowego rozdawania gruntów — odpowiedział nieco stropiony.
— Ja też zaraz powiedziałam Jędrkowi, że albo szczeka, albo jest w tem jakieś szachrajstwo. Ktoby zaś oddawał za sto dwadzieścia rubli taką rzecz, co warta ze dwieście?
Chłop, rozebrawszy się, zasiadł do obiadu i jedząc, opowiadał żonie, co go spotkało.
— Ho! ho!... mądrzy oni we dworze. Nie wiem nawet, skąd dowiedzieli się, że idziemy za łąką, i nasamprzód zasadzili na mnie swego szwagierka.
— Tego ślepaka? co mnie zaczepiał u wody?... — wtrąciła Ślimakowa.
— Jużci jego. Ten-ci choroba zabiegł nam drogę, Jędrkowi dał czterdziestkę, mnie czapkę wbił na łeb, żeby mi lepiej oczy zamydlić, i zara począł zgóry:
„Naco ci łąka? Albo już i tak nie masz okrutnego majątku? Wiesz ty, że dziesięć morgów to niezmierna fortuna?...“
— Ale, fortuna!... — przerwała Ślimakowa — jego szwagier ma przecie z tysiąc morgów i jeszcze narzeka!