— Nic nie pomoże! — mówił Ślimak. — Hardy jesteś, naśmiewałeś się z panicza, pyskowałeś przed samym jaśnie panem... Ligaj na ławie!...
— Oj tatulu, niechajcie mnie! — prosił Jędrek. Stasiek objął ojca za nogi i z płaczem całował mu kolana, a Magda wybiegła do gospodyni na dziedziniec.
— Mówię ci: ligaj na ławie! pókim dobry... — wołał Ślimak. — Jak ty dziś dostaniesz swoje, to nie będziesz się, kondlu, wdawał z tym hyclem Jaśkiem... Ligaj mi zaraz!...
Wtem Ślimakowa gwałtownie zapukała do okna.
— A chodź prędko, Józek — mówiła — bo cosik się stało nowej krowie. Tak się tarza...
Chłop puścił Jędrka i pędem pobiegł do obory. Tu jednak zobaczył, że wszystkie krowy stoją przy żłobach i spokojnie jedzą.
— Widać już ją odeszło — mówiła kobieta — ale tak się tarzała, powiadam ci, jak ty wczoraj.
Ślimak obejrzał krowę uważnie, dotknął jej grzbietu i pokręcił głową. Domyślił się, że żona chciała go tym figlem odciągnąć od Jędrka. Ponieważ jednak chłopiec wymknął się już z chaty, a i ojca złość odeszła, więc skończyło się na niczem, jak zwykle w podobnych wypadkach.
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.