Pewnego ranka, w połowie stycznia, wpadła do chaty Ślimaków stara Sobieska. Słońce zimowe jeszcze nie zdążyło rozejrzeć się po świecie, ale babie już płonęły ogniem policzki i krwią nabiegły oczy. Wpadła do izby w starym jak sama kożuchu, z rozdartą na chudych piersiach koszulą.
— No, postawcie wódki — zawołała, utykając na progu — to wam cosik powiem...
Ślimak wybierał się do młocki, ale zagadnięty w ten sposób, usiadł pod piecem i kazał podać babie wódkę, wiedząc, że starucha nie rzuca słów na żarty.
Wypiła duży kielich, tupnęła nogą i krzyknęła: u-ha!... Potem, obtarłszy usta, rzekła:
— A wiecie wy, że dziedzic sprzedaje całe mienie: lasy, pola, wszystko?... Co najwyżej, zostawi sobie dwór i ogród...
Ślimakowi przyszła na myśl łąka i zimno go przejęło. Ale krótko odparł:
— Bajki!
— Bajki?... — powtórzyła baba, usiłując zapanować nad czkawką. — Bajki?... No, zatem wam powiem, że to jest święta prawda... I jeszcze wam powiem, że bogatsze chłopy naradzają się z Joselem i Grzybem, żeby kupić całą wieś od dziedzica... Całą wieś, żebym tak szczezła!...
— Jakże oni mogą naradzać się bez nas? — zapytała gniewnie Ślimakowa.
— Bo oni was chcą wyłączyć. Mówią, że i tak będziecie siedzieli przy samej kolei i że już na niej wiele zarobiliście z krzywdą ludzką...
Wypiła drugi kieliszek i chciała mówić dalej, ale uderzyło jej do głowy. Więc tylko krzyknęła: u-ha!... porwała Ślimaka do tańca, i — siły ją opadły. Jak podcięty kwiat, zawisła na ręku chłopa, który wyniósł ją do sieni i położył w kącie na barłogu, tak zmorzoną, że natychmiast zaczęła chrapać.
Przez następne pół dnia naradzali się pocichu Ślimakowie: co robić w tym wypadku? Nad wieczorem chłop ubrał
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.