niem — co nigdzie nie ma własnego kąta. Tu zmarnieć, czy tam zmarnieć, wszystko jedno...
Tak prawił Owczarz, powoli układając drzewo. Niekiedy odpoczywał, albo na rozgrzewkę uderzał się po bokach skostniałemi od zimna rękami, albo okrywał płachtą sierotę. Tymczasem poczerwieniało niebo, i zerwał się mocny wiatr zachodni, przesycony wilgocią.
Ujęty zimowym snem las ożył, począł poruszać się i gadać. Zadrżały zielone igły sosen, potem gałązki, potem wyciągnięte konary zachwiały się, podając sobie jakieś znaki; nareszcie — poruszyły się wierzby i pnie drzew. Kołysały się naprzód i wtył, jakby naradzając się, albo zabierając do pochodu. Zdawało się, że już dokuczyła im wiekowa nieruchomość, i że lada chwilę całą gromadą wyruszą gdzieś, bodaj na koniec świata, zgiełkliwe i szumiące.
Niekiedy część lasu, gdzie stały sanie Owczarza, uspokaja się, jakby nie chcąc zdradzić przed ludzką istotą swoich tajemnic. Wówczas słychać zdaleka stąpanie nieprzeliczonych nóg i marsz całych kolumn. Oto idą z głębi szeregi prawego skrzydła; idą, nadchodzą, już są narówni z nami, już przeszły... A oto rusza lewe skrzydło; słychać chrzęst śniegu, skrzypienie gałęzi, szum ustępującego powietrza; idą, nadchodzą, już są na jednej linji z chłopem, i znowu go minęły. A oto środkowa kolumna, ośmielona i zachęcona, zaczyna potrząsać gałązkami, dawać sobie znaki gałęźmi, zwoływać się ogromnym szeptem. Już pochylają się wierzchołki, już olbrzymy poddają się naprzód, ruszają... Stanęły... Widzą dwie ludzkie istoty, przed któremi las nie zdradzi swoich tajemnic. Więc stoi w miejscu, i gniewnie szumiąc, obrzuca ich szyszkami i zeschłemi gałęźmi, jakby mówił: „Idź stąd, Owczarzu, idź stąd i nam nie przeszkadzaj...“
Ale Owczarz jest tylko najętym parobkiem. Więc choć boi się leśnych szumów i radby ustąpił z drogi olbrzymom, zrobić tego nie może, dopóki nie naładuje sani drzewem. Już
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.