Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzisz, widzisz, jaki idzie ułan?... O! tacy dużo wojowali... Przeszli z Napolionem cały świat, zbili wszyćkie narody. Ale dziś już i tych niema...
— A patrzaj, patrzaj, o!... na tych... To kominiarz, tamto kowal, ten gra na gitarze, ten niby chłop, ale naprawdę to wszystko panowie przebrani, tak ot sobie, dla zabawy...
Orszak minął chłopa, polonez Ogińskiego rozlegał się coraz słabiej, wreszcie umilknął. Najgorsza droga została przebyta, i poczęto napowrót siadać do sani, wśród okrzyków i śmiechów. Znowu zadźwięczał dzwonek jeden, drugi, dziesiąty, cały rój, znowu trzasnęły baty, zatętniały kopyta i kulig pocwałował dalej.
Chłop nakrył głowę, położył dziecko na saniach, ujął cugle i ostrożnie, po utartej drodze, ruszył ku domowi. Zdaleka przed nim dźwięczały dzwonki i migały czerwone blaski; czasami wiatr przynosił głośniejszy okrzyk. Wkońcu wszystko ucichło i zgasło.
— Czy ony, choć i panowie, aby sprawiedliwie robią, że bawią się takiemi rzeczami? — mruknął Owczarz. — Bo przypomniał sobie butwiejący pod kościelnym chórem portret siwego senatora (do którego czasami się modlił) i rozdarty obraz szlachcica z podgoloną czupryną, którego chłopi nazywali potępieńcem, i czarny nagrobek rycerza, co zakuty w blachy, z mieczem w garści i żelazną rękawicą pod głową, leżał obok ołtarza świętej męczenniczki Apolonji. A szlachcice za takich się przebierają!...
Potem przyszedł mu na myśl wiszący w zakrystji biskup, co potrafił wskrzeszać zmarłych na świadectwo, i zakonnik, co po swoim płaszczu przeszedł Wisłę, i ona królowa, co z Węgier do Polski sól pod ziemią dla ubogich ludzi sprowadziła. Wkońcu stanął mu, jak żywy, przed oczyma jego własny dziaduś, Roch Owczarz. Mądry dziaduś! z Napolionem chodził po świecie, a na starość został dziadem przy kościele