omentra ziemię tę zmierzył, na wszystkich papierach są podpisy i pieczęcie, jak się należy, zatem... Zatem — jakiem prawem, wy chceta kupować mój grunt, kiedy on jest mój?... Mój własny, no?...
Przez cały ciąg tej długiej mowy, wypowiedzianej wzburzonym głosem, brodacz odwrócił się do chłopa bokiem i gwizdał przez zęby, a stary wyciągnął ręce i niecierpliwie niemi wytrząsał. Schwyciwszy nareszcie stosowną chwilę, zawołał:
— Ależ my tobie chcemy zapłacić!... Gotówką... Po sześćdziesiąt rubli za morgę...
— I za sto nie sprzedam — odparł Ślimak — bo nie macie na to nijakiego prawa.
— Ale możemy umówić się z dobrej woli.
Chłop pomyślał i nagle zaśmiał się.
— Takiście starzy — rzekł — a jeszcze nie macie rozumu na to, że przecież ja, z dobrej woli, mojego gruntu nie sprzedam.
— Dlaczego?... Za te pieniądze, które wam dajemy, moglibyście za Bugiem kupić całą włókę.
— Kiej tam tak tania ziemia, to czemu wy jej nie kupujecie, ino włazicie do naszej wsi?
— Cha! cha!... — roześmiał się brodacz. — Chłop, widzę, niegłupi, kiedy ojcu mówi to samo, co ja zrana i wieczorem powtarzam.
— Zaczekaj, Fryc — rzekł stary, biorąc Ślimaka za rękę. — Gospodarzu — ciągnął, ściskając go — mówmy jak chrześcijanie, nie jak poganie. Tego samego Boga chwalimy, więc poco się kłócić?... Ja, widzisz, gospodarzu, mam syna, co się zna na młynarstwie — i — chciałbym mu postawić wiatrak na tej oto górze. Jak on będzie miał wiatrak, to on weźmie się do roboty, ożeni się, ustatkuje, i ja będę na stare lata szczęśliwy. A tobie nic z tej góry.
— Ale to przecie moja góra, mój grunt — odparł
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.