„Wstawaj, Józek!“ — ale wówczas chłop, odchyliwszy jedno oko, aby mu sen nie uciekł, mruczy: „Daj mi spokój!“ — i śpi dalej, bodajby do siódmej godziny, kiedy we wsi kościelnej dzwonią na mszę poranną.
W istocie nie miał do czego wstawać. Wiosenne roboty w polu oddawna ukończył Maciek, Żydki z miasteczka rozsypały się wzdłuż budującej się kolei, a do dworu także nikt nie wołał Ślimaka, bo dworu — nie było.
Czasem po parę dni nie tknął żadnej roboty. Palił fajkę, wałęsał się między budynkami, albo oglądał bujnie wschodzące zasiewy. Najmilszą jednak rozrywką dla niego było wejść na wzgórze, ukłaść się pod sosną i patrzeć na wyrastające z ziemi jak grzyby, kolonje niemieckie.
Do końca maja Hamer już się całkowicie pobudował, a trzej inni sąsiedzi Ślimaka: Gede, Treskow i Pifke, kończyli swoje folwarki. Ładnie było spojrzeć na ich gospodarstwo. Każdy folwark stał na środku pól, a wszystkie podobne do siebie, jak krople wody. Przy drodze dwumorgowy ogród, otoczony drewnianym płotem w kwadrat; przy jednej ścianie płotu dom, złożony z czterech wielkich izb, kryty gontem, a za domem ogromny dziedziniec, wokoło zamknięty budynkami.
Każda z tych budowli była bezporównania szersza, dłuższa i wyższa od chłopskich; wyglądały czysto i gładko, lecz zarazem sztywnie i surowo, bo kiedy na chłopskich chatach, czy szopach, dachy pochylają się w cztery strony, u Niemców dachy spadały tylko na front i na tył domu.
Zato widać było duże okna sześcioszybne i drzwi robione po stolarsku. Jędrek zaś, który codzień wybiegał między Niemców, opowiadał jeszcze, że w izbach jest podłoga, że kuchnia w domu jest osobno i ma piece z żelaznemi blatami.
Takim to porządkom gospodarskim przypatrywał się Ślimak z pod swojej sosny, marząc, że kiedyś i on zabuduje się w podobny sposób; tylko dachy postawi inne. I gdy tak ma-
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.