cy, to jeszcze niemało zarobi od tych, co kolej budują, byle tylko zbliżyli się w tę stronę. Robił nawet zakupy. Nabył parę wieprzków od Grochowskiego, od Wiśniewskiego kilkoro gęsi, a gdy Niemcy już mniej wypytywali się o masło, kazał je żonie składać i solić.
— Nie bój się — mówił — wszystko rozkupią kolejowniki. Przecie pamiętasz, co nam te inżyniery gadały.
Parę razy w swoich handlowych wycieczkach spotykał Josela, który patrzył na niego drwiąco i uśmiechał się.
— Zły na mnie kondel! — myślał Ślimak. — Boi się, że mu uszczypnę zarobku.
Raz zaczepił go szynkarz.
— Ślimaku — rzekł — zróbcie wy ze mną interes.
— Jaki tam?
— Wybudujcie na swoich gruntach chałupę dla mego szwagra.
— A cóż on będzie robił?
— On będzie handlował z kolejarzami. Inaczej zobaczyta, że Niemcy zabiorą nam wszystko z przed nosa.
Ślimak pomyślał i odparł:
— Ni, nie chcę Żyda na moim gruncie. Niejednego już wy zjedliśta, pejsaki, co was przyjął w komorne.
— Wy z Żydem nie chcecie mieszkać — odparł gniewnie Josel — ale z Niemcami umiecie się nawet modlić. Zobaczymy, co wam z tego przyjdzie.
— Węszy on tu para wielgie zarobki! — rzekł do siebie Ślimak, patrząc na Żyda, który pobladł ze złości.
I potrochu robił dalej zakupy. Raz nabył ćwiartkę jagieł, innego dnia półkorca krup jęczmiennych, to znowu krąg sadła.
Włócząc się tak po okolicy (bo w swojej wsi gospodarze nie chcieli mu nic sprzedawać) poznał, że ceny na wszystko poszły wgórę. A gdy pytał chłopów i gospodyń, czemu się tak drożą? — odpowiadali:
Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.